Archiwum listopad 2004, strona 1


lis 11 2004 i have been bent and broken, but—i...
Komentarze: 2

 

 

właśnie tego teraz potrzebuję.

 

               alienacji

                           zmiany

                                       spokoju

                                                  uporządkowania

 

 

będąc sama

będąc daleko

będąc tak-jak-chcę

…może wreszcie dojdę do siebie

do nowych wniosków

do porządku…

 

Przyszło samo. Lekarstwo.

-Kolejne?!- sarkastycznie pyta ta druga ja

-Lekarstwo na to poprzednie lekarstwo

                                                            na skutki kuracji

                                                                                    antidotum

 

 

Zgodnie z zaleceniami pewnej uleczonej już pacjentki.

 

Lekarstwem jest spokój. Cztery dni.

 

Może nie w namiocie na pustkowiu i nie o pustym żołądku, ale ze szczerą chęcią opróżnienia głowy z gnicezawartości.

 

Czuję że odetchnę pełną piersią.

 

 

to pisałam ja, udupiona przez to co dookoła

 

 

…i już mnie tu nie ma!

 

 

 

 

 

 

 

1984 : :
lis 08 2004 Bez tytułu
Komentarze: 8

Jakby się uprzeć to mogę nawet nazwać ten dzień bardzo miłym.

Chociaż trwał bardzo krótko i nieuchronnie w końcu zbliżył się do smutnego wieczora, kiedy to w ciemności dam się pożreć myślom. Czasem w trakcie takich mąk i walki o sen przychodzi pomoc w postaci jakiegoś bodźca, potrzeby czysto biologicznej. Jestem, dajmy na to głodna i już myślę tylko o jedzeniu, jutrzejszym śniadaniu czy czekoladzie w barku albo w dolnej szafce, pod talerzami. Albo siku. Siku jest chyba najbardziej upartym zjawiskiem dotyczącym ludzkiego organizmu. Nieokrzesana i z niczym nie licząca się bestia tak konsekwentna w działaniu, jaką ja nie będę chyba nigdy.

 

Dziś uśmiechałam się trochę ponad normę, ale było mi tak przemożnie wesoło, że aż kręciło mnie w brzuchu. Ciągnęło do tej wesołości. Było dobrze. Niestety nie przy nim. Dwie godziny spędzone z nim „zastygły” mi twarz w maskę by potem znów mógł skruszyć ją naturalny, beztroski śmiech.

 

Doradziłam dziś komuś by żyć tak jakby się miało za chwilę umrzeć, jutro na przykład… Wtedy nie ma już czasu na strach.

Mądrze. Tylko szkoda, że sama nie potrafię się do tego zastosować.

Gdybym miała umrzeć za, dajmy na to tydzień, na pewno nie traciłabym czasu na konwencje. Jak dotąd tonę w konwencjach. Taplam się w normach i rzygam schematami.

Nienawidzę zamkniętych drzwi i ograniczonych horyzontów.

 

Jestem bardzo bliska eksplozji, wybuchu wszystkich tych nagromadzonych prawideł, zasad, wzorców, kanonów, przesłanek i zafajdanych założeń…

 

Kiedy on, niczym nadęty bufon i największy burżuj znów stwarza pozory i gra kogoś innego już resztkami sił powstrzymuję się od reakcji bo była by niespodziewanie drastyczna w skutkach.

Kiedy jednak jeszcze raz usłyszę o polowaniu, o niższości innych lub o rzucaniu się obawiam się, że po prostu nie zdzierżę i jak każdy normalny (tak sobie tłumaczę…) człowiek… hmmm…

co zrobiłby normalny człowiek?

Powiedziałby, że to nienormalne. Powiedziałby, że ma dość. Odszedłby.

Że szkoda było by mu czasu na trwanie po to tylko żeby było zgodnie z regułami.

Więc jeśli już za tydzień miałabym umrzeć to na pewno powtórzyłabym jeszcze raz to, co najbardziej zakazane.

Znalazłszy w ten sposób sens życia usiadłabym po prostu przy stoliku, z kawą, papierosem i prawdziwym człowiekiem.

Nie robiłabym żadnych ekstremalnych rzeczy. Żadnych skoków na bandżi ani podróży dokoła świata. Najzwyczajniej w świecie pokazałabym wszystkim wokół, że pieprze te ich reguły, że w ich zapyziałym świecie jest duszno i sztucznie. Że oddychać pełną piersią to znaczy brać w płuca tyle powietrza ile potrzebujemy a nie ile nam dają, ile resztek zostaje dla nas, tego już wydychanego, śmierdzącego, brudnego oparu…

Takie coś może tylko podrażnić, zasłonić, oślepić, zamknąć oczy. Zabłądzić.

 

Nie my sami. To coś może zabłądzić nas.

 

Nie zabłądzić samemu. A być zabłądzonym.

 

 

A kiedy to wam się przytrafi to napiszecie taką właśnie notkę. Objaw pierwszy. Na następne pokornie czekam.

 

1984 : :
lis 08 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6

najzdrowsza byłaby radość bo nie ma i rozpacz bo jest - najłatwiej znaleść i tak prosto się pozbyć. Czego sobie i tobie życzę tej wiosny wkrótczasnej.

NiN

2004-03-02 11:16

 

 

spełniło się

Panie Psychologu

a u Ciebie?

 

 

ciężka to praca, takie psychologowanie. uogólnianie. leczenie na podstawie powierzchownej oceny sytuacji. bo tak do końca to żadne istnienie ludzkie przed drugim się nie otworzy, nie wyleje, nie poda na tacy wszystkich potrzebnych do działania składników. a jeśli to zrobi to niechybnie zapomni o jednym choćby głupim aspekcie, dajmy na to o soli bez której cała pyszna potrawa i godziny ciężkiego dumania ida się gonić.

 

na pozór pięknie, na pozór zdrowo

na pozór wybryk, na pozór zło

na pozór pokusa, na pozór ochota

na pozór poprawność, na pozór nienaganność

na pozór dbałość, na pozór dobro

na pozór maniactwo, na pozór choroba

na pozór setki domysłów

na pozór pozory

 

 

a jeden drobny szczegół. to że cała sytuacja mogła być wywołana przez coś o czym Nikt nawet by nie pomyślał.

drugi drobny szczegół. to że pewne rzeczy wystają z ciasnego szablonu norm.

 

nie może być prosto.

po to żyjemy. żeby umrzeć i znów się urodzić. żyć to samo życie, ale już prawdziwiej, potem kolejne i robić już coraz mniej błędów. każde następne będzie przeżyte żywiej. prawdziwiej.

to moje z pewnością jest pierwsze w długim paśmie moich żyć

a Państwu Psychologowstwu krzyczę w twarz że nie mam już wcale ochoty na to moje dziewicze życie

 

i co? cwaniaczki?!

teraz na was kolej, na pomoc (czyt. popis umiejętności)

 

nawet już na nic nie liczę

 

 

 

 

 

1984 : :
lis 07 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Wykazuję chyba zbyt dużą zdolność akomodacji w warunkach wszelkich. Świetnie spełniałam się tutaj, jako ta wzorowa, zaradna, dobra, przykładna kobieta i tam, jako ta towarzyska, otwarta, czująca-o-co-chodzi, żądna wrażeń, aktywna, bezpośrednia, wesoła dziewczyna.

Dwie zupełnie różne te same mnie.

Sęk w tym, że ja nie wiem, którą jestem bardziej. Którą jestem najbardziej? Którą naprawdę?

Bo dwa w jednym niestety, jak w wielu innych życiowych sytuacjach, wyjść nie chce i nie wyjście.

Może ciągle dążę do siebie. Ale jeśli tak to te sidła i pułapki nie najlepiej służą błądzącym.

 

Dążę. Ale chwilowo tylko do autodestrukcji.

 

W jednym kierunku, ruchem prostoliniowym. V=const.

 

 

 

1984 : :
lis 06 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Napisałam bardzo osobistą notkę. I boję się ją wkleić. A pisałam o tym czego się boję i dlaczego sie boję. I boję się wkleić przez to, czego się boję i przez co się boję.

 

1984 : :