gru 05 2004

Bez tytułu


Komentarze: 2

Za zamkniętymi drzwiami. Teraz te słowa brzmią jeszcze prawdziwiej.

Koniec z przeszłością.

 

Chociaż fakt, że ostatnio wydarzenia z przeszłości bardzo męczyły nie oznacza że uboga jest teraźniejszość. Dużo się dzieje. Od bladego świtu do tej sennej dwudziestej drugiej zwykle wydarza się tak wiele, że jeden dzień odpowiada dwunastu miesiącom mojego jeszcze nie tak dawnego życia.

Najzwyklejsze elementy trwania jak ważny wykład, zajęte miejsce czkające na mnie, dobry obiad, poczucie sensu, spontaniczny wypad na kawę, rozmowy bez końca, bliskość ludzi przeszywająca i rozwalająca w gruzy moje zahamowania, lęki, introwersję. Oczy oczy oczy.

Poczucie, że jest mi tak cholernie dobrze i właściwie…

Nie umiem już tego opisywać. Przed wczoraj byłam w bibliotece, potem na jednych zajęciach, potem długo w pabie i jeszcze u siostry i jeszcze w toku poważnej rozmowy, nawet tez na zakupach, rodzinnym spotkaniu i już we śnie. A tydzień temu? Tydzień temu jeździłam, dużo jeździłam. Byłam też chyba w kinie, a może to była wystawa? Nie pamiętam. I szkoda mi tak szybko, intensywnie i przeprzyjemnie to przeżywać, bo nie zostaje mi z tego żaden ślad na pamiątkę.

Wczoraj weszłam do jaskini lwa. Tam, jak się okazuje, jest najwygodniej…

Dziś… Dziś… Wczesnym rankiem pojechałam walczyć, przełamać własną niechęć. Kiedyś tak lubiłam to robić. Szybko się z zniechęcam. Błąd.

O siedemnastej jestem umówiona. Może nie z tym, z kim powinnam ale pofrunę jak na skrzydłach. Na wieczór zaplanowane kilka rozrywek.

Onoszę wrażenie że jestem. Już.

 

 

1984 : :
NiN
05 grudnia 2004, 15:29
odnosze wrazenie ze znow, nie zebym mial cos przeciwko wrecz przeciwnie ale czy to jakis cykl?;)
05 grudnia 2004, 14:44
no nareszcie! :)

Dodaj komentarz