kwi 09 2005

Bez tytułu


Komentarze: 3

Ręka bezwiednie sama unosi się i szuka drugiej. Nie wiem kiedy znajduje, zamyka w uścisku i wtedy już każdy palec czuje się oblany ciepłem, zgnieciony bliskością… Czasem muszę przefrunąć tuż nad ziemią jeszcze kilka kroków a już rozkładają się przede mną szerokie ramiona, silne, moje, jego, jedyne… Opatula mnie nimi szczelnie szepcząc moja

Policzek sam opiera się na piersi unoszącej się w niesłychanie głębokim oddechu szczęśliwego człowieka… Na wyprasowanej i pachnącej proszkiem koszuli, na grdyce drapiącej nieokrzesanym zarostem, pachnącej, kochanej, mojej, jedynej…

 

Niewiarygodnie dobrze mieć u boku osobę, przy której wszystko ma znaczenie. Sensu nabiera nawet strata czasu.

Istota ta robi coś zastanawiającego… uzależnia mnie od siebie, coraz bardziej… Przyzwyczaja. Karze wierzyć, dać się kochać, pozwolić o siebie dbać, za siebie płacić, siebie pilnować, siebie rozpieszczać, siebie wychwalać…

A czy ja na to zasługuje?

Pozwalam czasem swoim ohydnym myślom spreparować kilka łez, ukłuć gdzieś w okolicach mostka, przestraszyć….

Jestem zazdrosna. To dziwne, nieznane dotąd uczucie. Dziwne. I obezwładniające. Nie… Nie boję się, że mnie zostawi, ze przestanie kochać… Niech zostawia… Ja tej miłości i wierności jestem bardziej pewna niż tego, że piszę ten tekst… Nie jestem za to dość pewna siebie… Gorsza, jeszcze nie dość dobra…

Nie mogę znieść myśli, że mógłby to poczuć. Do niej. Że mógłby pomyśleć… Tylko, ale jak bardzo aż… ...

Kiedy nie widzieliśmy się całe dwa dni na spotkanie przyszłam z najgorszymi scenariuszami, szlochnęłam i niepewnie spojrzałam w te oczy czy przypadkiem nie przestały mnie widzieć…

Co dzień wydaje mi się że jeszcze wczoraj go nie kochałam, że dopiero teraz naprawdę, że z każdą chwilą to urasta, nie długo przekroczy granice pozornie nieprzekraczalne…

 

Może wtedy opanuję się trochę?

Mama mówi, że nie można tak wszystkiego okazywać, mówić… Nie można się zdradzać.

A ja się zdradzam. I chłopię to prawdopodobnie dopiero teraz naprawdę się dowiedziało.

 

Kocham ten mocny uścisk, kocham zamaszysty krok, kocham wszystko co najlepsze bo to najlepszy model spośród tego co tu dają…

 

Rok trzyma mnie za rękę, rok pomaga choć ja tę pomoc odrzucam, rok unoszę się głupim honorem a on już rok znosi to i rozumie. Rok jest ze mną. Po roku zaczyna liczyć się dla mnie tylko on. Po roku nie ma już lęku, nie ma hefalumpów, nie ma wątpliwości…

 

Dopiero po roku wydaje mi się że kocham go naprawde. Że dopiero teraz. Po tych burzach i potopach…

 

Jest mi tak dobrze…

Tak przeraźliwie dobrze….

 

1984 : :
bask
11 kwietnia 2005, 21:20
kiedys tez sie tak czulam. pewna.
09 kwietnia 2005, 18:20
i czego chciec wiecej ;)
09 kwietnia 2005, 16:07
Aha. :-)

Dodaj komentarz