Archiwum marzec 2004


mar 30 2004 permanentne deja vu
Komentarze: 8

 

 

 

Zrób coś z tym najdroższa nimfo! Wstań jutro rano i przeżyj środę inaczej niż ostatnią i przed i przed przed przed... Potwornieś bowiem ograniczona nakazanymi książkami, monotematycznymi myślami, małowyszukanymi formami rozrywki, odmóżdżającymi filmami, wytycznymi drewniaków, schematem zachowań, identycznymi oknami w autobusach, tradycją spędzania nędznych okienek, mizerną kawą i rozmowami o niczym to jest o nakazanych książkach, wyimaginowanych miłościach, desperackiej rozpaczy i ilością kserówek do odbioru. Ostała ci się jedna już tylko maleńka fasynacja. Twoja nowonabyta motoryzacyjna pasja.

 

DOŚĆ! Potrzeba nowych napojów, nowych bodźców, nowych widoków…

Nie lasów więc może pustyń

Nie słońc więc może planet

A może podziemi, może wierzchołków, może bawarki, może różowego pulowerka.

Miejsc niewidzianych i widzianych na nowo

Myśli świeżych, bo obcych!

 

CHCĘ!

 

A co chcę to mogę. Dlatego jutro będzie inaczej. Uczeszę się inaczej. Może ufarbuję wreszcie włosy bo starzeję się a ta naturalność razem ze mną.

Nawet notki piszę ciągle takie same. Tak samo moje. Tak samo inne. TAKIE SAME. Które słowo jest gorsze? TAKIE czy SAME?

 

Więc może…?!

 

 

DOŚĆ!

Tego krzyku i tak nikt nie słyszy.

 

Znudziły mi się wasze blogi i wasze życia, znudziła mi się stara ja. Zahibernowana i opustoszała. Bogate niegdyś i wysoko samocenione wnętrze nagle skupiło się natymcowszyscy bo skoro wszyscy i skoro wygodniej…

 

Gdzie jest to dziewczę starej daty? Gdzie jej oryginalność?

Rzuciła się smakować życia i pobiegła ślepo drogą tąsamącowszyscy.

 

Totalna inwersja.

 

No zadziw mnie kochana! Zadziw.

 

 

 

1984 : :
mar 29 2004 Bez tytułu
Komentarze: 8

 

Właśnie jedząc spaghetti zdjęłam sobie z zęba coś cienkiego, długiego, czarnego, przekrzywionego… Wygląda niepokojąco. Ani chybi nózia pająka.

Smacznego dziękuję wzajemnie

 

1984 : :
mar 28 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Na balsam szkoda mi czasu. Szybki prysznic i wbijamy się w co trzeba. Ale stoi. Z pretensją unosi wieczko i w końcu ulegam a ten nachalny specyfik wymaga jeszcze rozprowadzania, wklepywania, masowania…

 

Prawą dłoń mam lodowatą, lewą czerwoną i bardzo ciepłą.

 

Próbuję właśnie despotę Otella podziwiać na kanale drugim. Akcja tak zasuwa, że między dwoma zerknięciami dałoby się spokojnie począć co najmniej jedno dziecko a na ekranie nadal niewiele uległoby zmianie. Operę tylko w teatrze!

 

I tak tracę życie. Na balsamy, na skróty, na notki, na szukanie sensu.

 

 

Złe przeczucia. Złe i głupie. Wtedy aż zachciewa się kłaść balsam, wcierać dziesięć minut, mnożyć warstwy, dokładać, wklepywać.

I tak nie widać rezultatów.

Ani wklepywania ani przeczuwania.

 

 

 

1984 : :
mar 28 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

All the accidents that happen
Follow the dot
Confidence makes sense
Only with you
You don't have to speak
I feel
Emotionaaaaaaaaaal landscapes
They puzzle me
Then the riddle gets solved and you push me up to this:

... state of emergencyyyyyyy...
... how beatuiful to be!...
... state of emergencyyyyyy...
... is where i want to be...

All that no-one sees
You see
What's inside of me
Every nerve that hurts you heal
Deep inside of me
You don't have to speak - i feel
Emotionaaaaaaaal landscapes
They puzzle me
Confuse

Then the riddle gets solved and you push me up to this:
... state of emergency...
... how beatuiful to be!...
... state of emergency...
... is where i want to be...

... state of emergency...

... state of emergency...

 

Bjork- "Joga"

 

 

1984 : :
mar 28 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

Czy jeśli trzymając twarz na jego dłoni miałam ochotę ją ucałować to już ze mną bardzo źle?

Zwyczajnie. Przyszedł, wypilim kawkę z mamuśką, pogadalim, poszlim... Obejżelim, szlim do dom na piechotę wśród chołoty wracającej z meczu, zagapilim się, wsiedlim, przyjechalim.

Zapoznawszy się z kuzynką chłopiec rozkoszny zajął się rozmową a ja zrobiłam mu kolację w którą to włożyłam serce, nerki i pół wątroby. Płuca też całe wyszły przez te westchnięcia. Pochłonął grzecznie i smakowicie. Rozciągnął swe zmężaniałe niewiedzieć kiedy ciało i był. I w końcu gdy uciekło już siedem autobusów jakaś nadludzka siła kazała nam się opamiętać.

- Mogę zadzwonić, napisać...?
- Musisz...


- Najrozsądniejsze co wczoraj zrobiłem to ta propozycja. Zważywszy na częstotliwość mojego posiadania Ciebie obawiałem się że następna okazja zdarzy się znowu za rok...


- Jeśli wytrzymam do poniedziałku...
- Nie wiem czy ja wytrzymam do poniedziałku...


I groził i denerwował się i w końcu klapsa dostałam za przepraszanie...

 

 

1984 : :