Najnowsze wpisy, strona 3


sie 22 2005 ściekami z rzeki kompletnie pijana chcę...
Komentarze: 8

 

 

Nie czuję potrzeby pisania. Natomiast silna, wręcz chwilami perwersyjna, potrzeba odczuwania przekracza granice mojej własnej wyobraźni. I tak odczuwam. Bezpieczeństwo. Absolutnie pełen komfort. Bezgraniczne oddanie. Miłość. Spełnienie. Spokój.

I każdą komórkę swojego wpółżywego ciała.

Robię co chcę. Na co tylko przyjdzie niczym nie krępowana już ochota.

Przyjdzie mi chrapka na sen? Nie wiem kiedy zasypiam czule opatulona kocem.

Zamarzy mi się kino? Marzenie cudownie wspólne. Zostajemy na dwa seanse.

Wycieczka za miasto? Aż do bólu satysfakcjonująca.  

Nieskończona ilości partii szachów? Do woli, byle z małymi przerwami i zapałem w pozornie zastygłym oku.

Kawa? Pysznie aromatyczna bo doprawiona tyloma fascynującymi słów, pełnymi oddechami i rozumnymi spojrzeniami…

Zabawa najmniej odpowiadającymi obiektami? Przekornie okraszona rozpromienionym uśmiechem.

Zaproszenie? Wszystko mi mówi że nie można odmówić.

Wyprawa po przygodę? Z łukiem w ręku i wiodącym głosem w uchu.

Mam ochotę zapalić? Widzę przed sobą otwieraną właśnie paczkę.

Chcę żyć uczciwie? Toczy się przede mną, czasem nawet bardzo bliska wygranej, walka z wiatrakami.

I wreszcie mogę do woli spełniać się jako kobieta. Do rozpuku. Obiady coraz to wymyślniejsze, poezja coraz to bardziej zaskakująca, decyzje coraz to bardziej szokujące, zmysł coraz bardziej gospodarski, doświadczenie życiowe ugina czasem nogi w kolanach, cała ja taka jakaś dojrzalsza, piękniejsza, swobodniejsza.

Cieszę się każdą minutą tego czasu. Każdymi nieograniczonymi i niczym nieskrępowanymi 60cioma sekundami. Każdą 1/86400 doby spędzoną z Nim.

Obawiam się że nie napiszę nic odkrywczego choć co chwila coś takiego się zdarza. Zdarza, wydarza, dzieje.

Wiecznie tylko za mało czasu żeby wszystko tu pomieścić, żeby się nacieszyć, nabyć, nażyć…

 

1984 : :
lip 19 2005 Bez tytułu
Komentarze: 5

Czasem się boję że pomylę imiona. Tyle ich jest.

Bolą mnie kości kulszowe po tych stu kilometrach. Boli mnie też wybity w turnieju siatkówki kciuk. Trochę gardło. Kąciki ust od nadmiernego rozciągania w uśmiechu. I absolutnie każdy mięsień. Uwielbiam taki ból.

Teraz pięć dni w domu. Już pierwszego z nich łaziłam za mamą spragniona człowieka, uspołeczniona tak, że sama już chyba niezdolna istnieć. A spędzić jeden wieczór bez niego?... Zasnąć na poduszce? Obudzić się w poprzek całego łóżka? To już żaden luksus.

Absurdalny pomysł mojej pracodawczyni odbiera trochę radości związanej z najbliższym wyjazdem. Zbuntowana moja natura karze absolutnie odmówić, nie płaszczyć się przed jakąś zieloną bździągwą, nie być znów na tyle głupią by wykraczać hen hen daleko poza swoje obowiązki. Mogłabym, jasne, nawet sprawia mi to przyjemność i kłopot nie wielki pokłapać trochę więcej paszczęką, ale nie! Tak się nie robi!

Nie zależy mi. Nie muszę tracić czasu i kolejny rok się w to bawić. Mam co robić, dziękuję. Na samą myśl jestem wykończona. Ale sesje zaliczone. Z czystym zatem sumieniem obmyślam mowę jaką wygłoszę by udowodnić jej śmieszność.

Poza tym same tu teraz miłe spotkania po latach. I wszyscy tacy serdeczni…

Zjem śniadanie. To jedyne dwadzieścia minut w ciągu których po prostu siedzę na tyłku i nie robię nic. Bo jedzenie można podciągnąć pod kategorię robienia niczego.

 

1984 : :
cze 27 2005 Bez tytułu
Komentarze: 0

Śmieszne. Siadam i myślę co robić? Bo nie muszę. Już nic nie muszę. Na tę myśl beknęłam aż sobie, przechodząc na światłach na drugą stronę. Drugą stronę. Tę przyjemną. Rozpustną.

Aż niewiarygodną.

Na długi czas musiałam stłamsić doszczętnie wszelkie potrzeby inne niż tylko fizjologiczne. Nie musze już w niemyśleniu po prostu „podoływać”. Nie muszę już przeć do przodu, na przekór, wbrew wszystkiemu… Mogę żyć? Nie- egzystować.

I tak napawam się czasem, którego jednak w zasadzie i tak nie mam. Bo nawet te przyjemne rzeczy do oporu wciśnięte są w przykrótki i tak, dwudziestocztero godzinny grafik.

Bo w sumie za trzy dni spakowana, zwarta i gotowa musze stawić czoła kolejnemu wyzwaniu, setkom oczu, wyszukanym trudnościom, bezwzględnym próbom. A cieszę się jak dziecko.

A najważniejsza radość będzie stale tuż przy mnie, tak bardzo tuż, że bardziej tuż będzie chyba tylko plecak i bielizna aktualnie przywdziana…

Śmiesznie.

Do dentysty idę bo zęby ciągle na wierzchu to przecież dbać trzeba.

 

 

1984 : :
cze 17 2005 Bez tytułu
Komentarze: 5

Coraz bardziej mnie fascynuje... Po, jakby nie było, latach ja ciągle oczarowana wgapiam się w niego i omdlewam niemalże… Na każdym kroku poznaję w nim nowego go. Podziwiam coraz bardziej. Każda godzina razem ucieka jakby wystraszona własną nicością a każda rozmowa wydaje się wstępem, jakimś dobrym prologiem, konkretnym wprowadzeniem do dyskusji, która nagle trzeba przerwać bo nasza doba składa się jednak z takich samych, ustawowo przykrótkich godzin.

Właściwie wydaje mi się, że tak naprawdę zakochałam się w nim dopiero wczoraj. Wczoraj wydawało mi się że przedwczoraj jeszcze go chyba nie kochałam bo dopiero wczoraj naprawdę… a przecież wczoraj wydaje się takie żadne przy dzisiaj…

To chłopię przepyszne całuje mnie tak że momentalnie tracę oddech. Ten człowiek zasługuje na znacznie więcej niż dostaje ode mnie (i tak już do granic wyciśniętej z miłości…)

Jest zawsze.

Chowa moją dłoń, wzdycha obok, całuje w brzuch, łaskocze w szyję, nosi na rękach, czyta ściszonym głosem, goni mój autobus, przykrywa kocem, zakochuje na śmierć.

Jest

A ja jestem już tylko po to dlatego dla niego z nim

 

 

1984 : :
cze 14 2005 1984 prekursorem
Komentarze: 1

 

 

Absolutna euforia. Zasypiam i budzę się z ustami napiętymi do granic możliwości, oczyma ściśniętymi pod naporem spulchnionych polików. Płaczę równie często ale to tylko takie szybkie obowiązkowe ryknięcia w celu oczyszczenia gałek ocznych i zatok nosowych. Jest bardzo smerfnie.

Fenomenalne jak nawet przy nadludzkim zmęczeniu ciągle mam siłę?!

Lubię słuchać tekstów w stylu: spotykamy się raz na tydzień, teraz najważniejsza jest szkoła…

Nie brakuje spychaczy rozpinających ohydne ramiona, szkół nie brakuje, oj nie… Ani prac ani obowiązków, zajęć przepotwornie ważnych i najważniejszych…

Wszystko to ściema!

…powiedziałam ja- przeświadczona, że odkryłam coś co nikomu innemu nie dane było odkryć… I teraz mam! Takie wykradzione światu, nieprzyzwoicie piękne, niespotykane absolutnie nigdy wcześniej przez absolutnie nikogo wcześniej…

 

1984 : :