1984 okrutnie
Komentarze: 5
Z dziką satysfakcją stwierdziłam, że obecna przyruchanka* pana „minionego” to nic szczególnego. Szara myszka. Nie ma bioder, ubiera się w moherowe sweterki z puszkiem powiewającym przy każdym jej słodkim westchnieniu, ma krzywy przedziałek, usta jak kaczka, wiekowo wygląda na dwanaście lat, farbuje się na blond, nosi szare spodnie z sztucznego materiału, nie posiada odrobiny dobrego smaku, zdaje się nie mieć pojęcia co to życie, związek, mężczyzna, On... Pusta jest. Robi co powie „miniony”, który wreszcie czuje się do końca spełniony przy kobiecie o połowie mózgu.
(*pozwoliłam sobie użyć określenia Wuja Sanga, którego przepraszam za plagiat ale żadne inne słowo określające kobietę nie pasuje to tego stworzenia...)
Pewnie że jestem zazdrosna. Na swój sposób... Bo trzeba przyznać że „miniony” zasługuje na coś więcej niż udawanie szczęśliwego, byle za wszelką cenę nie być samemu... Żałosne. I taki jest on. Dwie osoby w jednej. Do tej pory nie jestem do końca pewna który On jest prawdziwy... Ohydny lump i łajza czy potwornie inteligentny i poczciwy facet.
Eh... po cóż ja klawiaturę na niego niszczę? Zawsze byłam za mało pewna siebie. Teraz wiem, że mogłam być najpewniejszą istotą na świecie. Bo ja miałam czego być pewna.
Dodaj komentarz