Bez tytułu
Komentarze: 15
Praca w barze męczy o tyle że jest piekielnie gorąco, duży ruch, atmosfera nerwowa... Bolą mnie stopy, oparzyłam się ohydnie.
To wszystko naprawdę byłoby do zniesienia ale tak jak już pisałam o rżnięciu świniaków i babraniu się w nieżywym drobiu, jest jeszcze wiele równie niemiłych czynności wykraczających poza moje obowiązki, które jednak wykonuję. A że od początku byłam chętna do pomocy i mój zapał do pracy był większy od innych, bosska pięknie to wykorzystała i teraz przychodzę do pracy totalnie zjechana bo przed nią zdąrzam już wszystko wyszorować, wypielić, popodlewać, umyć, wypolerować, odkurzyć, wyprać etc. A w umowie mam zaledwie "prowadzernie baru".
Prawdziwa szkoła życia. Nie umiem już nawet opisać tej harówy, zmęczenia. Braku cierpliwości tak bardzo tu wykorzystywanej i braku sił. Jestem zmęczona.
Chwilowy kryzys. Ale dostałam wypłatę. Sto pięćdziesiąt złotych. Za tydzień.
Nie myślę. Nie ma na to czasu. To się podobno życie chwilą nazywa...
Zdarza się wiele nowego. Chociaż każdy dzień jest taki sam. Od 10 do 22 jest tylko jedno. Potem prysznic i balujemy do rana.
Ludzie. Ludzie. Ludzie.
Można ich tu doskonale poznać. I stracić wszelkie złudzenia.
Te ohydne upierdliwe baby... Ci starsi panowie, którym udało się wyrwać od żonki i wpaść na piwo... Te ich głodne kawałki... I ci młodsi. I ci mniej obleśni. Są mili i nie powiem że niektóre ich teksty nie łechą mojej próżnej kobiecej natury. Na ogół jednak są kulturalni. Pośród tego wszystkiego urzekło mnie "jest pani kochaną kobietą" i jeden pan który nie chciał wypuścić moich dłoni całując je i podziwiając jakie są gładkie. To po codziennym myciu rożna. Polecam dzieczynki.
Kiedyś przyszli cyganie. Tuż przed zamknięciem. Zamówili potwornie dużo kurczaków. Niosę im frytki padnięta i trochę smutna bo poszedł właśnie ktoś komu się bardzo nie chciało ale musiał i jedna z nich, taka staruszka przedziwna zagadała coś do mnie, że taka zmęczona jestem, że tak cały dzień pracuję... Nie wiem co mówiła. Miała tak dziwne oczy że kompletnie mnie otłumaniło. Potem weszła do środka, siedzimy sobie wszyscy a ona do mnie: "Oj tobie panienko to ja zaraz powróże na tego blondyna chociaż szatyn za tobą szaleje..." No i taki tekst. Wszyscy stoją i raczej im zabawnie a ja się w nią wgapiam podobno. Mówi dalej: "Oj ty to masz szczęście w miłości! Ogromne szczęście masz..." Cholerka, myślę sobie... Jeszcze bym chciała, ale ona poszła... Już chciałam iść za nią. Jak w jakimś transie. ALe mnie powstrzymali. I chyba dobrze.
Różne rzeczy się dzieją.
No nic. Idę bo długo trwają moje zakupy. Buziaki o zapachu starej frytury i zimnego browara. Młaaaaaaa!
Dodaj komentarz