gru 07 2002

_____________________________________________________...


Komentarze: 2

Było tak pięknie... Uwierzyłam, że już zawsze tak będzie. Jak dziecko we mgle... A dziś? Patrzyłam na niego jak na kogoś obcego... Gubię się. Nie lubię tego. I nie lubię siebie mówiącej (a właściwie myślącej) o błądzeniu. Siebie przerażonej. Jego istnieniem. Kiedyś myślałam, że do końca życia będę sama. Potem myślałam, że owszem, na pewno kiedyś poznam coś co zwykło się nazywać miłością, ale napewno nie nastąpi to w najbliższej przyszłości. Wystarczyło mi życie marzeniami. Wcale, jeszcze, tego nie chciałam. Z doświadczenia wiedziałam, że owszem, to dosyć przyjemne... ale zawsze jakieś takie nieszczere! Po prostu to nie było prawdziwe. Lub nie z mojej strony. Szkoda, że ludziom tak  brakuje wzajemności. Albo szczerości. I teraz nagle... Byłam pewna. Pierwszy raz zupełnie pewna całego kogoś... całego Ciebie! Dlaczego tak zachwiała się nasza ziemia? Przestałam nagle być na tyle wyrozumiała by móc 11 godzin słuchać o Twoim wielkim problemie, wielkich ambicjach, strachu stresie nerwach płaczu... To jest chore. I nie wiem jak Ci pomóc. Nie wiem co jest gorsze... To jakim przerażeniem napawają mnie Twoje słowa, czy to że uwierzyłam.....

1984 : :
08 grudnia 2002, 12:41
obecnie liczba wad przerażająco przytłacza te kilka (?) zalet...
Teo - obrzydliwy pragmatyk
08 grudnia 2002, 01:52
11 godzin ???!!! Mój Boże, Marcysiu ty koniecznie idź na psychologa. Jeżeli codziennie będziesz w stanie wytrzymać tyle czasu,to wychodzi mi zarobek nieco ponad 30 tys miesięcznie (wiem, że pieniądze szczęścia nie dają, ale pomyśl jak bardzo wsparła byś np. urząd skarbowy :)). A tak poza tym to chyba nie ma sensu specjalnie przejmować się każdą niedogodnością związku, ważne, żeby w ogólnym bilansie (wiem, wiem to troche chore tak beznamiętnie analizować miłość) liczba zalet przewyższyła liczbe wad... czy jakoś tak.

Dodaj komentarz