lis 28 2003

Bez tytułu


Komentarze: 4

Wstydzę się tego co piszę, co myślę, jak żyję. Nie doceniam. Chcę więcej. Albo i nie. Po prostu nie chcę mieć tego co mogę. Czasem myślę że nie wierzę w siebie. I nie zasługuję. Czasem egoistycznie myślę słowami Teofila i pana z reklamy zupy w proszku, że zasługuję na kogoś lepszego. Czasem po prostu nikogo nie oceniając myślę że to absolutnie nie to... Nie zmuszę się. A czasem że uciekam przed uczuciem... Po głowie ciągle pałęta się głupi frazes, On ne badine pas avec l’amour...

I drugi frazes: Na siłę.

Niesmacznie i niechętnie. I zupełnie odwrotnie z jego strony. Czasem już widzę siebie z boku, „umówiłam się jutro z X”, obwieszczam czując jak spełniam swoje zadanie, uszczęśliwiam tym wszystkich tylko nie siebie... „O! To świetnie, nareszcie... Co? Nie cieszysz się?" Skąd! Cieszę. Ta grobowa atmosfera to tak mimochodem.

 

Sprawy się skomplikowały. Kiedy wreszcie się z nim umawiam (z koszmarnym poczuciem obowiązku) pojawia się oczywiście perspektywa ciekawszej imprezy. Na imprezę mogę kogoś wziąć. Jeśli chcę.

Chcę?

Nie chcę. Bo lubię chodzić na imprezy sama i bawić się ze starymi dobrymi twarzami. Bo lubię swoją pojedynczość i nie potrzebne mi ramię. I do cholery jest dobrze tak jak jest. Nie jestem sama. A jednocześnie w odpowiednim stopniu jestem samiusieńka. I dobrze mi z tym. Cholernie mi dobrze. Nie zastanawiam się czy to normalne, że odrzuca się takie uczucie, pozornie oczywiście bez żadnego powodu...... Rzecz nie w tym że boję się, czy nie chcę stracić wolności... Ja ją bardzo chętnie stracę, ale nie bo tak trzeba, wypada...

No ale stanęło na tym że nie wiem co robić....

Też mi nowina...

Nawet jeśli będę się poświęcać i wytrzymywać te spotkania to każde kolejne będzie budować nadzieję. Jeszcze bardziej zawali mnie swoim uczuciem, przekarmi... Gdybym mogła sama. Może i przekonałabym się. Może z czasem. Ale nic się nie zmienia. Na lepsze.

Opcja pierwsza: odbębnić spotkanie i iść na imprezę.

Opcja druga: „nie wchodzi w grę”

 

Samo mi się napisało. Myślę sobie czy się nie zagalopowałam w tych myślach. Może jednak nie jest tak tragicznie?

Może będzie przyjemnie i zapomnę o tych kilku żenujących faktach.

Wytłumacz to sobie, dziewczę drogie... Błagam. Wszystkim będzie dobrze tylko Ty wytłumacz sobie że tak jest dobrze i tak ma być.

Znowu deprymuje mnie fakt że ktoś to czyta. Moje życie i sobie to pisze, bo ma mi być lepiej i lżej a tu masz... Nie obawiam się oceny bo nikt nie może ocenić mnie na podstawie kilku zdań, nie wiedząc do czego się odnoszą. Ale jeśli już czytacie to proszę, powiedzcie mi że wymyślam sobie problem, powiedzcie żebym cieszyła się tym co mam, powiedzcie mi cos przekonującego bo jak na razie mało to wszystko sugestywne.

A może to wcale ma nie być sugestywne? Uwierzyłabym gdyby jeszcze nic nigdy nie przekonało mnie do siebie tak jak pewien pan, rok temu.

Ów pan wykrzyczawszy jednak że mnie kocha (to już miesiąc temu!?) doczekał się tylko informacji że ten kołek stojący przed nim zmuszony jest go odrzucić. No.. może nie zechcieć ponownie. ..Na rzecz kogo?

No właśnie... To też chyba obliguje. Bo to mnie cholera całe życie tylko obliguje.

Pieprzę już pół godziny i ciągle nie wiem co robić a za chwilę w prawym dolnym pojawi się żółty prostokąt. X przesyła wiadomość.

Oj jak ja nie mam na niego ochoty. Ale to nie o moją ochotę się tutaj rozchodzi. Bynajmniej. Absolutnie...

Plusk. Wpadłam w kompot. Po uszy... I nie lubię pływać. Kompot ma bardzo ładne imię. Mówią że przystojny. Że oczy ma taaakie niesamowite, zabawny, miły w dotyku i myślący dość wąskotorowo.

 

Koło ratunkowe? Czy szybki kurs pływania w substancjach wszelkich?

 

 

 

1984 : :
heartland
29 listopada 2003, 11:35
W jednym nie masz racji: prawie wszystko się zmienia. W różnym stopniu i nie zawsze na lepsze ale zawsze. A pierdół nie będę opowiadał. Prośbom i groźbom mówię nie. ;-)
28 listopada 2003, 23:47
Umiejętność pływania dobra rzecz, ale może czasem lepiej nie wchodzić do wody?
szeptem
28 listopada 2003, 20:30
na wszelki wypadek naucz się pływać...nie tylko na teraz, ale i na przyszłość...
28 listopada 2003, 19:58
jesli Cie meczy-nie mecz na sile. jesli to 'tylko' Ty meczysz siebie to już inna sprawa i on pewnie nie ma tu nic do rzeczy. może nie dorosłaś do tego?

Dodaj komentarz