Bez tytułu
Komentarze: 2
Ciężko, oj ciężko. Mamcia wytresowała mnie tak perfekcyjnie, że już nawet, gdy wszystko wraca niby do normy ja sama podaję się jak na tacy szanownym wyrzutom sumienia. I wcinają.
Zmaltretowana całym tym dniem w końcu spotkałam się w końcu z Księciuniem. Spotkanie to było jednym z elementów maltretujących. Boooo: skoro mamcia miała rację to Ktoś jej nie miał. I skoro mamcie trzeba kochać to Kogoś nie!
Widzę że stoi. Pod pomnikiem. Widok rozkoszny. Pomnik i On. Niczym dwóch Kościuszków. Ścisk. Próżnia. Czasu, miejsca, bytu… Próżnia ogólna. Gdzieś idziemy coś mówimy pijemy jemy rozmawiamy trzęsiemy się z zimna i znów zapadamy w próżnię. Ścisk. Autobus robił ładny widok tylnym oknem.
- byłem pewien, że dziś będzie przesilenie…
- eh… nie no… dlaczego… chociaż w sumie… było. właściwie nawet trochę jest…
- …
- eh….
- tego się bałem…
- (… cmoooook…)
- hm, ale zaraz, co rozumiesz przez przesilenie?
- a Ty?
- powiedz pierwsza…
- nie e
- nOo, kiedy jedno z dwojga zdaje sobie sprawę, że jest, i fajnie… tylko po co?...
- no tak. ja rozumiem dokładnie to samo..
- mHm.
- ale wiesz, dzisiaj jest dwudziesty pierwszy, paprotki, święty Jan i te sprawy….
- tak? to dziś? a faktycznie! …nie rozumiem…
- no letnie przesilenie…
- (dłuuuga cisza z ciężką głową na ramieniu….) no jeden zero dla ciebie, mała…
Koc, książka i zapomnienie!
Raz!
Rachunek później.
Dodaj komentarz