Nie sposób opisać jak silna jest potrzeba zrobienia choćby kilku brzuszków, którą czuję i która pozostaje niestety jedynie potrzebą jakże nierówną ochocie! Brzuch wielkości strusiej pisanki nierozerwalnie podąża za mną. A podąża głównie do kuchni gdzie wciąż jeszcze serowa rolada… Brzuch ten niestrudzenie nurkuje też ze mną do szuflady gdzie wciąż jeszcze czekolada pełna prażonych pistacji w delikatnym kremie… Brzuch mój wierny schyla się ze mną by zawisnąć podczas penetracji szafki z ciast wszelkich przybytkiem... Jest duży. Zaczynam się zastanawiać czy mi się może w ciążę nie zaszło? Zaczynam też planować strój, pod jakim da się ów odrębny niemalże samoistny byt jakoś ukryć. Zmartwienia te wymagają rzecz jasna jakiegoś lekarstwa lub choćby znieczulenia, co dać nam może nic innego tylko jedzonko.
Zginę marnie.
Dodaj komentarz