ironia losu
Komentarze: 7
Czekam na łazienkę i może jakaś pisanina przytrzyma mnie przy życiu. Bo boli. Mostek, każdy miesień, kości, permanentny ucisk przytłaczający brzuch. Mam dreszcze czy drgawki czy co to tam jest to w środku mnie. Zjadłam dziś aż całe jabłko. I kromkę chleba. I wypaliłam pół paczki. Nie spałam. Nie nadążałam za tym co się dzieje.
Ta z lustra stoi i celując we mnie niewidzialnym paluchem krzyczy z drwiącym uśmiechem: „Dobrze ci tak! Masz nauczkę”
Zostawiłaś go i oczekiwałaś wierności? Phi! A kiedy nagle dotarło, że nie jesteś w stanie żyć bez niego to nie raczyłaś zmienić jego przekonania o aktualności tamtych ohydnych słów, bo nie mogłaś znaleźć w sobie tyle tupetu by nagle zawołać „Hej! Już mogę i chcę! Choć!” Tylko tak wisiało i utonąć nie mogło. I teraz za późno.
A przecież masz tupet. Ty wstrętna babo, obrzydliwa, bezczelna, tchórzliwa… Igrasz sobie z uczuciami. Teraz igrają z tobą.
Permanentnie stracona sprawa. Po raz kolejny?
A wczoraj usłyszałam: „On jest jak taki rycerz! Będzie trwał i czekał na ciebie, choćby nie wiem co…”
I wczoraj powiedziałam: „Jeszcze nigdy nikt mnie nie zostawił. Nie dostałam kopa. A przydałoby mi się.”
I masz! Na zawołanie. Jeszcze tego samego dnia.
A wszystko to na własne życzenie.
Ale dlaczego w takim razie.. Skąd to jego zachowanie?...
Może zbyt szybko wyciągam wnioski? Niedługo utopię się w tych żałosnych rozważaniach.
Nie łatwo na nowo zrozumieć Rycerza. Grunt, że siebie zrozumiałam a zajęło mi to… szmat czasu.
Pora się przyzwyczaić. Organizm ostatnio reaguje w parze z psychiką.
Zadziwiające, że zdolna jestem do takiego uczucia.
I sam ten fakt mnie cieszy. Ale myśl że może być inna…
(tu następuje puste miejsce po słowach napisanych ale nie możliwych do patrzenia na)
nie do opisania i nie do wyobrażenia nie do przejścia
Mimo to gdybym mogła cofnąć czas i tak nie postępowałabym inaczej. Znam słuszność owych kroków. I nie dowiedziałabym się tego, co wiem teraz.
Taki już nasz los. Permanentna, choć zmienna, przeszkoda na drodze.
I zdecydowałam się, jednak, ostatni raz, żeby nie żałować… i wysłałam tego pieprzonego esemesa. I dostałam odpowiedź. I jeszcze raz i następny. I nadzieję.
Dodaj komentarz