nad ___
Komentarze: 11
Nie ma na świcie miejsca, w którym chcialabym teraz się znaleść. Tylko ten bulwar. Sloneczny zachodem wieczór. Sierpień. Wiatr i cieplo przywiane z centrum. I samolot. Obowiązkowo na niebie. Lekko zejść, sfrunąć niemalże ze schodków i być już coraz bliżej. Nad murem widać ciemną plynność. Wije się przez miasto jak dżdżownica. Plynie. W którą stronę? Zachód? Wschód? Kanada? Polska? Pólnoc? Poludnie? Irlandia? Francja? Nie wiem ale z nią plynie moje trwanie. W niej utonęlo moje czucie. Znowu samolot. Dlaczego zawsze widzę go spojrzeniem pelnym żalu, tęsknoty... Umiera we mnie cząstka przeszlości. Bo będąc tam nie liczylo się to co zostawilam. Nie wracalam. Wrzucilam do wody maly kawalek... Do siebie wlewając milość i wino. Oczyma zachlannie krać innym to miasto. Już noc. Światla nocy. Światla miasta. Bez drapaczy chmur. Trwające glęboko i pewnie w dumnej, mojej ziemi. Tęskniąc i nie chcialam tego, za czym tęsknilam. Kochalam poczucie wspanialości tego za czym moge tesknić, ale nie chcieć spelnienia. Bylo dobrze mieć to. Nie wymagam dużo...
Dodaj komentarz