Będąc z wizytą u Pana Spoiwa Niedoszlego, jak to się mówi „wpadly mi w oko” (lub nawet w oka) pewne slowa. Zatem uwaga, cytuję: "Z mówieniem dziękuje jest jak z powiedzeniem kocham. Jak się to powie to jak by się już wszystko powiedziało". Koniec cytatu. Nienawidzę slowa kocham. Nienawidzę. Nie widzę sensu w wypowiadaniu tego slowa, w wyznawaniu milości. Nie mówię tego bynajmniej z chorej zazdrości i galopującej potrzeby milości czy tez choćby uslyszenia milych slów o milości (bo to dwie inne rzeczy). Mogę nieskromnie uznać siebie za osobę jedną z niewielu, które uslyszaly slowo kocham nie ot po prostu, rzucone na wiatr, szeptane do ucha, banalnie...Nie. Wyznanie które skierowane było do mnie nie moglo chyba zostać przekazane mi w bardziej oryginalny sposób. Poświęcenie, szaleństwo... kto czytal ten wie. I co? Może wydawalo się dzięki temu bardziej wiarygodne, ale niewiele to zmiania. Ciągle powtarzanie...kocham...kocham Cię...bardzo Cię kocham.... do znudzenia, do stracenia wartości, znaczenia... Slowa piękne, czyny sprzeczne. Nienawidzę slowa kocham. Mialam tylko slowo kocham i czulość. A ja potrzebuję więcej innych slów, rozmowy, mniej czulości. Nienawidzę tego slowa. Pustka. Przecież da się okazać milość inaczej. Po co to mówić? To tak jakby powiedzialo się już wszystko... a wtedy zostaje NIC. Wiem że Ci, którzy kochają (albo wydaje im się że kochają) oburzą się, że przecież wyznanie milości jest takie ważne, że trzeba.... Nie. Nie trzeba. Jeśli ta milośc rzeczywiście jest i jeśli jest pewność...nie trzeba.
Dodaj komentarz