gru 16 2003

not the shape.....


Komentarze: 6

 

Miała być wreszcie konkretna nota, ale przed minutami pięcioma zdarzyło się coś przemiłego. Rozwiązał się supeł w brzuchu. Jak powiedziałaby Matylda... Ciepło.

Taki sobie mily gest. Mimochodem mówiący wszystko.

Tak. Prosty, nieskomplikowany, zwyczajny człowiek gdzieś z boku to jest to czego tak niepoukładane dziewczę jak ja potrzebuje najbardziej.

Bo już nie mam siły. Nawet idąc przez śnieżycę i pod wiatr zdarza się zachwiać, przystanąć i zastanowić się dlaczego tak cholernie ślisko, dlaczego tak ciężko, dlaczego pod górę. Może nie dam rady, bo już nie sposób... Bo nie mam już siły na grę w tym teatrze, dla niemego podziwu, niesłyszalnych braw. Bo nie zniosę już zawiści. Bo nie chcę już podejmować decyzji. Każda i tak z góry jest ustalona... Nie chcę postępować tak jak się tego ode mnie oczekuje! I nie chcę jego uczuć. A jednocześnie nie chcę czuć się jak zobojętniała suka która ot tak sobie je odrzuca. I milczy. O tym “ot tak sobie” nie dowie się chyba nikt. I tak ciągle dziwić się będą... Bo taki dobry chłopiec.... I na suchanie tych bzdur z przepraszającym uśmiechem na nabrzmialej lzami twarzy tez już nie mam siły.

Może teraz jednak ta siła znalazła się sama? A ja zagapiona stoję i tylko wyciągam ręce. Do ciepła. Jak ona...

I będę małą Matyldą bo tak jest dobrze. Jak kiedyś.

Gapię się w sufit i nie mogę dojść do "siebie". Pewnie nigdy tam nie trafię, ale aktualnie kompletnie zboczyłam ze szlaku. Słucham ścieżki....

Dźwiękowej. Do Matyldy. Nie dość że brzmi jak brzmi... Nie obejdzie się też bez wspomnień. Przypomniał mi się ten prosty i bliski sercu choć odległy chłopiec. Mój Mistrz. To on podbudował w działaniu. On dał do ręki książkę. Swojej Matyldzie, która siedzi tu teraz bliska łez. Dał też ową płytę. Nie jest to smutek, ale nie potrafię nazwać emocji. Bo umiejętność mówienia nie równa jest umiejętności myślenia. Jak mawiał do swego pana Kubuś Fatalista słowo b ó l jest samo w sobie bez treści i zaczyna coś znaczyć dopiero wówczas, gdy przywodzi na pamięć wrażenie, któregośmy sami doznali. A o tak dziwne uczucia nie posądziłabym nikogo poza sobą samą...

Jestem mu po prostu bardzo wdzięczna. Za co? Za słowa. Za sen?

Pewnego dnia przyszedł, wszedł do pokoju, obudził, przytulił, dał lizaka i powiedział że nie warto bać się pająków. Potem poszedł do rodziców, w tych swoich miodowych sztruksach, by porozmawiać z nimi o moim lęku przez pająkami właśnie. Wywoływał rumieniec na twarzy... Nie prędko jednak przestał bać się uczuć. Potrzebował energii swojej małej uśmiechniętej dziewczynki. Mojej energii, której zwalczyć nie zdolny był choćby najbardziej natrętny smutek. Nie rozumiałam w czym tkwił problem.... a tak bardzo chciałam mu pomóc. Może tak naprawdę potrzebował tylko tych prób. I było dobrze. Pędziłam do niego, rzucałam wszystko w kąt i już tylko byliśmy....

Gdy problemów nie było, on tworzył nowy. Żeby razem zwalczać i próbować... I tak gdy po raz setny odchodził na zawsze nie wiedziałam co ze sobą zrobić, kiedy wracał ja unosiłam dumnie głowę i odchodziłam. Też na zawsze.

Nie chciałeś słyszeć słowa dziękuję. A ja wykrzyczę Ci je teraz w twarz. W tę obecną tylko pod powiekami.

Teraz postaram się nie myśleć.

Jak mawiał suga swojego pana, zdaje nam się że prowadzimy los, gdy w istocie on zawsze nas prowadzi...

Skutecznie więc mnie zmylił. Teraz niech prowadzi.

Może jeszcze/ wreszcie będzie normalnie.

 

1984 : :
BłękitnaG.
17 grudnia 2003, 10:22
ładne schody
heartland
17 grudnia 2003, 08:39
Tylko że normalnie to jest dla każdego inaczej...
17 grudnia 2003, 00:23
Tyle literek! A ja i tak nie wiem o co chodzi...
16 grudnia 2003, 23:23
no jak będzie i zobaczę to napiszę. proste...
16 grudnia 2003, 23:15
a jak to jest 'normalnie'?
16 grudnia 2003, 22:03
No dobra, porozczulaj się trochę nad sobą, ale nie za długo. Możesz nawet pozwolić losowi żeby Cię prowadził. Tylko nie daj się złapać w pułapkę - "To nie moja wina, to los tak chciał."

Dodaj komentarz