Siedzę sobie, siedzę... I nagle bum! Jak...
Komentarze: 14
Rok. Dokładnie rok temu. To tak szczególnie chwyta. Liczby, daty, rocznice... I mnie chwyciło. (Nadużywam ostatnio tego chwytania i wie o tym ktoś kto o tym wie i sam wie, że wie...) Ad rem koleżanko! A zatem siedząc tak przypomniała mi się ta data. 26 maja 2002. Oczywiście że jestem sentymentalna i od razu miałam wszystko przed oczyma. Mimo że nie rozpaczam, nie tęsknię... nie żałuję swojej decyzji, nie kocham, nie nienawidzę... Tak po prostu. TO było najważniejsze. Ważniejsze niż przed i PO... Po też ważne... Ale... Niewiele dni pamiętam tak dokładnie jak tamten. Niedziela. Żeby było śmieszniej uświadomiłam sobie że jestem dokładnie w tej samej bluzce co wtedy. To już rok. Rok temu rozmawialiśmy o wyższości cyfry „3” nad innymi cyframi. O cyfrze pełni, kompletności... I o orzeszkach tez rozmawialiśmy... I już wszystko było inaczej. Potem pamiętam telefon o siedemnastej. I pająka na ławce. I najbardziej niespodziewaną wizytę jakiej mogłam się nie spodziewać. W czwartek. Pierwsza randka odbyła się w bardzo niekonwencjonalnym miejscu. A na drugą spóźniłam się jakieś 35 minut. Wszystkie róże były najważniejsze. I wszystkie wątpliwości były potwornie męczące. Mam dzięki niemu cudowne wspomnienia, mam jego słowa w najważniejszym liście jaki dostałam. Mam skojarzenia, których chyba nigdy się nie pozbędę... Letni wieczorny wiatr ciągle należy do niego. I trasa autobusu przejeżdżającego pod jego domem... Lotnisko. Stos filmów, stos myśli, stos gestów... A jedną z tych kilku rzeczy, które robiliśmy razem i które sprawiały mi niewątpliwą przyjemność było chodzenie po torach. Po kolejowych wieczorem. Po tramwajowych nocą. Po tych drugich fajniej. Trochę więcej dreszczyku emocji, że coś nas zaraz zmiażdży i zginiemy w tak romantyczny sposób. Dlaczego tak o tym rozmyślam? Może żeby nie myśleć o tym co teraz...?
Dodaj komentarz