Archiwum 20 lutego 2004


lut 20 2004 Bez tytułu
Komentarze: 5

Jedyny to stwór, przy którym tkwiąc potrafię wciąż widzieć w tym tkwieniu sens.

 

Ale może ja nie jestem kobietą?

W każdym filmie kobieta chce mieć go zawsze przy sobie. A ja nie chcę.

Może jestem zbyt wyzwolona? Zbyt niezależna i zbyt przyzwyczajona do wolności…

 

Może boję się, bo wiem jak poważny to związek.

 

Z drugiej strony bardzo potrzebna mi jego obecność.

 

Dam mu dojrzeć. I sobie. Ma coś ważnego do zrobienia i lepiej nie rozpraszać go tak silnymi wstrząsami emocjonalnymi.

Ale dziś zrobiłam to, co radziła każda życzliwa dusza. Zresztą już sama nie mogłam się powstrzymać. I nie żałuję. Jest mi dużo lżej. Znowu sprawił, że życie jest niewiarygodnie urokliwe.

Ale najbardziej zadziwiające jak na całe to zamieszanie zareagował mój organizm. Zapomniał o śnie, bolał, słabł, bladł, nie jadł, szarzał, chudł

?

podobno to chemia

 

teraz już idę spać

 

jutro 0 stopni więc znowu wraca nadzieja.

 

Zanim zasnę pięćdziesiąt razy przeczytam esemesy, które i tak znam już na pamieć.

„Jeeej, a co z czasami, kiedy Aniołku nie przepraszałaś za wiadomości?”

„Tak, niby tak…”

„Powodzenia, o niewiarygodna!”

 

Uśmiałam się. Do łez. I wreszcie odetchnął strudzony organizm.

 

Niczym po ciężkiej orce. A to tylko intensywne dochodzenie do ładu.

 

 

1984 : :