Archiwum 27 października 2004


paź 27 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

Nie radzę sobie. Tak tutaj, już przed ekranem…

Bo na ulicy, w windzie, na kawie, w łazience, w samochodzie i na papierosie radzę sobie doskonale. I nawet uśmiecham się. Może nawet za często. Kwestia wyrobienia sobie pewnych przyzwyczajeń.

Dobrze mi wśród ludzi. Potrzebuję tego teraz jak nigdy. Zwolenniczka samotności nagle nie potrafi usiedzieć pięciu minut w pokoju i nie zgubić sensu gdzieś pod łóżkiem, które zostało jedynym oparciem. Schować się pod kołdrę, zniknąć, uciec pod łóżko a jeszcze przedtem wynająć ekipę krasnoludków, co by po mnie posprzątała cały ten bałagan…

EKSPERYMENT.

„Boże jak ty dojrzałaś! Patrzyłam tak dzisiaj na Ciebie na wykładzie i wiesz… kąciki twoich ust były wygięte zupełnie w dół… postarzałaś się, bardzo…”

Siedziałyśmy w tych przepalonych kawą ścianach i przesiąkając zapachem rozmawiałyśmy tak samo jak trzy lata temu. A zupełnie inaczej.

Tyle tylko że tez o Księciu.

I o doświadczeniu. O jej pragnieniu. O związkach. O moim byciu adorowaną a jak gdyby podświadomie stale dążącą do wyjściowego stanu samotności.

Pamiętasz- pytam- jaka ja wtedy byłam w nim zakochana. Bez pamięci. Tak mocno że jak zakładał rękawiczki to rozsmakowywałam się w ich miękkości i chciałam przytulić do nich twarz, że jak trzymał rękę przy filiżance promieniowało z niej jakieś elektryczne ciepło, że jak krzyczał o swoich celach i ideałach to byłam z niego dumna.

A teraz.

A teraz gdy ma już te cele osiągnięte, gdy nadal, choć trochę cichszym, ułożonym głosem krzyczy o ideałach wzdycham ze znudzeniem bo już nie lubię pięknych słów. Może nie potrafię docenić.

Oczy otwarte. Na koncie chyba już wszystko poza morderstwem albo inną kradzieżą.

A teraz…? Zagubiona kobieta po przejściach.

„Ja pamiętam… Boże jakaś Ty wtedy była głupia!”

 

Kiedy teraz mówiłam jej o Tym, o tym że udało mi się z tego wyjść i zobaczyć jak to działa, jaki miało na mnie wpływ, ocenić, przyznać się… Ona nie skarciła, nie przeraziła się, nie oburzyła, nie zmartwiła o zdrowie, o poprawność… dotknęła ręką mojej głowy, pogłaskała, powiedziała że jestem mądra, bo sama to widzę. Bo potrafiłam sama sobie pomóc.

Pomogłam sobie. Chociaż według mnie wcale nie potrzebowałam pomocy.

Pomogłam sobie i chcę się tym chwalić. Tymczasem... Komu? Nie mogę mówić. Ciiii.

I dlatego obawiam się czy te zamknięte usta nie skierują znów do tych z którymi móżna o tym mówić. Czy zamknięte usta pozwolą na normalną rozmowę, na normalne bycie, na bliskość?

 

 

Porządek.

 

Na jak długo?

 

 

 

1984 : :