maj 12 2004

Bez tytułu


Komentarze: 16

Pierwszy wolny wieczór od dłuższego czasu. Tylko dlatego że nie ma sprzętu do realizacji planowanego projektu. Zabrawszy się z instytutu przyjechałyśmy czym prędzej do domu. Ja i moja myśl o pidżamie i trzech wygodnych poduchach.

 

Kiedyś na lekcji religii pani katechetka kazała wyciąć z kartonu serce i w nim zaznaczać każdy dobry uczynek. Wycięłam, ozdobiłam, pokolorowałam i trzymałam w szufladzie. Czekało puściuteńkie. Naprzykrzałam się. Wieczorem ścieliłam mamie łóżko, siostrze strugałam ołówki a tacie składałam skarpetki w kulki.

A teraz tylko kartonu brakuje.

 

Nie chcę niczego w zamian. Nie przekraczania granic. Są zasady.

 

O Księcia. Pokłóciłyśmy się o Księcia. Bo nie zniosłam kolejnej zbolałej miny i pełnego zrozumienia zapytania: "Był?" Owszem był! Tylko że ja nie oczekuje zrozumienia i połączenia w bólu bo chce wykrzyczeć całemu światu jaka jestem szczęśliwa i spełniona. Tymczasem mówiąc cokolwiek widzę pełne politowania spojrzenie mówiące: "Biedna, ciekawe kiedy Ci to minie..."

Może i się uniosłam, może powinnam zrozumieć.

Ale nie zachowuje się tak osoba, której daje się całego siebie nie oczekując nic w zamian. Są zasady. Nic w zamian ale bez takich numerów.

Przyszła. Najadła się. Poopowiadała jak to widziała tego i owego, jaki byłby z niego świetny mąż, jak by to było i co by z nim robiła. Po czym dowiedziawszy się ze zaraz do mnie przyjdzie prędziutko zaczęła zbierać swoje zabawki. Ośmielam się przemówić:

- Wiem że trochę iskrzy między wami. Może jednak zostaniesz. Może tym razem porozmawiacie bez spięć?

- Nie, wiesz... Lepiej nie. Nie tym razem, ja sobie jeszcze poczekam...

Znacie to cmoknięcie? Wymowne kręcenie główką.

- Coś mi się wydaje że... eh, lepiej już nic nie powiem...

-...?

- Coś mi się wydaje że on ci jeszcze coś wywinie.

-...?

- Nie, nie nie mówię o innej, ale coś ci wywinie.

Uśmiecham się i zamykam drzwi za wyrocznią.

Następnego dnia na obiedzie rozprawia o chłopcu wychowanym bez ojca.

- Nie będzie normalny- zwiastowała.

Atmosfera frustracji i niestrawności.

Szufladkuje, uogólnia, ocenia, pieprzy.

Próbuje oponować, zostaję zakrzyczana. Ona wie...

Wieczorem nosiło, więc znowu było pieprzenie ze chłopa jej trzeba. I ze mnie kocha, ze przy mnie czuje ze żyje. Wyprzytulała i poszła. W trakcie rozmowy po prostu wybiegła, na tramwaj.

Dziś o jedną krople za dużo...

 

 

 

Piję dużo wody. Nalewam sobie pełną szklanicę Tyskie 1629 i do dna. Dolewam z pięciolitrówki. Kawa wykluczona. Zawał gwarantowany. Dwa razy dziennie zestaw tableteczek.  

 

Trzy dni bywają bardziej intensywne niż trzy miesiące. Zapominam nawet o poprawianiu makijażu a i on zdyscyplinowany chyba rozumie bo sam trzyma się coraz bardziej nienagannie. Złachana po ciężkim dniu ciągle mam wyglądać olśniewająco. I staram się bardzo.

Robota leci mi z rąk. Nie wiem za co się zabrać. Wytyczne zdają się być niewykonalne.

 

 

Taki jeden chłopiec. Za dużo go ostatnio. Budzi się we mnie stara niepoprawna podrywaczka. Ale usypiam ją i utrzymuję wszystko na stopie partnerskiej.

Choć mały flircik sprawia, że nagle zaczyna się zauważać nawet takie zalety, których w ogóle nie ma.

Bo miło mi się rozmawia, bo lubię podziw w oczach, bo wie, że jest Książe. Cóż, że nie chce żeby był Książe? Ja chcę żeby był Książe!

 

  

 

Ostatnimi czasy wolę znajomości z płcią męską.

Ostatnim czasem Książe zacieśnił relacje z moim pobocznym przedstawicielem płci męskiej. Po długiej męskiej rozmowie w dobrej formie stanął przede mną, odgarnął zmoknięte włosy, rozłożył ramiona i dał się kochać. A Poboczny stwierdził, że Księcia chyba nie da się nie lubić. Miód na serce.

 

 

Mam głowę, dwie ręce, obie stopy. Mam wszystko, czego mi potrzeba. Nawet to czego nie potrzeba.

 

 

 

 

 

1984 : :
12 maja 2004, 22:04
zaczytałam się ; nic więcej nie powiem :-)

Dodaj komentarz