Bez tytułu
Komentarze: 16
Pierwszy wolny wieczór od dłuższego czasu. Tylko dlatego że nie ma sprzętu do realizacji planowanego projektu. Zabrawszy się z instytutu przyjechałyśmy czym prędzej do domu. Ja i moja myśl o pidżamie i trzech wygodnych poduchach.
Kiedyś na lekcji religii pani katechetka kazała wyciąć z kartonu serce i w nim zaznaczać każdy dobry uczynek. Wycięłam, ozdobiłam, pokolorowałam i trzymałam w szufladzie. Czekało puściuteńkie. Naprzykrzałam się. Wieczorem ścieliłam mamie łóżko, siostrze strugałam ołówki a tacie składałam skarpetki w kulki.
A teraz tylko kartonu brakuje.
Nie chcę niczego w zamian. Nie przekraczania granic. Są zasady.
O Księcia. Pokłóciłyśmy się o Księcia. Bo nie zniosłam kolejnej zbolałej miny i pełnego zrozumienia zapytania: "Był?" Owszem był! Tylko że ja nie oczekuje zrozumienia i połączenia w bólu bo chce wykrzyczeć całemu światu jaka jestem szczęśliwa i spełniona. Tymczasem mówiąc cokolwiek widzę pełne politowania spojrzenie mówiące: "Biedna, ciekawe kiedy Ci to minie..."
Może i się uniosłam, może powinnam zrozumieć.
Ale nie zachowuje się tak osoba, której daje się całego siebie nie oczekując nic w zamian. Są zasady. Nic w zamian ale bez takich numerów.
Przyszła. Najadła się. Poopowiadała jak to widziała tego i owego, jaki byłby z niego świetny mąż, jak by to było i co by z nim robiła. Po czym dowiedziawszy się ze zaraz do mnie przyjdzie prędziutko zaczęła zbierać swoje zabawki. Ośmielam się przemówić:
- Wiem że trochę iskrzy między wami. Może jednak zostaniesz. Może tym razem porozmawiacie bez spięć?
- Nie, wiesz... Lepiej nie. Nie tym razem, ja sobie jeszcze poczekam...
Znacie to cmoknięcie? Wymowne kręcenie główką.
- Coś mi się wydaje że... eh, lepiej już nic nie powiem...
-...?
- Coś mi się wydaje że on ci jeszcze coś wywinie.
-...?
- Nie, nie nie mówię o innej, ale coś ci wywinie.
Uśmiecham się i zamykam drzwi za wyrocznią.
Następnego dnia na obiedzie rozprawia o chłopcu wychowanym bez ojca.
- Nie będzie normalny- zwiastowała.
Atmosfera frustracji i niestrawności.
Szufladkuje, uogólnia, ocenia, pieprzy.
Próbuje oponować, zostaję zakrzyczana. Ona wie...
Wieczorem nosiło, więc znowu było pieprzenie ze chłopa jej trzeba. I ze mnie kocha, ze przy mnie czuje ze żyje. Wyprzytulała i poszła. W trakcie rozmowy po prostu wybiegła, na tramwaj.
Dziś o jedną krople za dużo...
Piję dużo wody. Nalewam sobie pełną szklanicę Tyskie 1629 i do dna. Dolewam z pięciolitrówki. Kawa wykluczona. Zawał gwarantowany. Dwa razy dziennie zestaw tableteczek.
Trzy dni bywają bardziej intensywne niż trzy miesiące. Zapominam nawet o poprawianiu makijażu a i on zdyscyplinowany chyba rozumie bo sam trzyma się coraz bardziej nienagannie. Złachana po ciężkim dniu ciągle mam wyglądać olśniewająco. I staram się bardzo.
Robota leci mi z rąk. Nie wiem za co się zabrać. Wytyczne zdają się być niewykonalne.
Taki jeden chłopiec. Za dużo go ostatnio. Budzi się we mnie stara niepoprawna podrywaczka. Ale usypiam ją i utrzymuję wszystko na stopie partnerskiej.
Choć mały flircik sprawia, że nagle zaczyna się zauważać nawet takie zalety, których w ogóle nie ma.
Bo miło mi się rozmawia, bo lubię podziw w oczach, bo wie, że jest Książe. Cóż, że nie chce żeby był Książe? Ja chcę żeby był Książe!
Ostatnimi czasy wolę znajomości z płcią męską.
Ostatnim czasem Książe zacieśnił relacje z moim pobocznym przedstawicielem płci męskiej. Po długiej męskiej rozmowie w dobrej formie stanął przede mną, odgarnął zmoknięte włosy, rozłożył ramiona i dał się kochać. A Poboczny stwierdził, że Księcia chyba nie da się nie lubić. Miód na serce.
Mam głowę, dwie ręce, obie stopy. Mam wszystko, czego mi potrzeba. Nawet to czego nie potrzeba.
Dodaj komentarz