Archiwum luty 2004, strona 1


lut 23 2004 Bez tytułu
Komentarze: 8

Otępienie/zmęczenie

Otępienie vs zmęczenie

Otępienie i zmęczenie

Otępienie przez zmęczenie

Otępienie bo zmęczenie

Otępienie otępienie otępienie zniewolenie

 

Całe dnie i ani chwili wytchnienia.

ani chwili myślenia.

 

 

 

1984 : :
lut 22 2004 Bez tytułu
Komentarze: 9

Problem gdzie się podziać. Perspektywa soboty w czterech zamkniętych ścianach wydaje się już nie możliwa do zaakceptowania.

Bank, dentysta i pierwszy raz za kierownicą. Zapłon, stacyjka, sprzęgło, bieg, gaz i uwaga jadę! Zauważyłam u siebie zastanawiającą reakcję. Kiedy mi gasł albo szarpał i wymykał się spod kontroli ja po prostu zabierałam ręce jak dziecko od wrzątku i spłoszona patrzyłam w inna stronę „co, gdzie? ja nic nie wiem, ja tu tylko siedzę…” Przypuszczam że przy ewentualnej kolizji również w panice rzuciłabym w cholerę wszystkie te pedały i inne kółka i zwyczajnie liczyła na cud.

Odruch TO NIE JA! Ja mam rączki tutaj!

Kompletny brak odpowiedzialności.

Kiedy załatwiłam co miałam załatwić wiedziałam że nie mogę przystanąć. Nie chcę ani na chwile utkwić w miejscu. Do wyboru wypad potańczyć przy odpowiednich dźwiękach lub wypad posłuchac znajomego w roli didżeja.

Koniec końców trafiłam na kameralną imprezę w towarzystwie znajomych, nieznajomych, jednego drina, spokojnych myśli i gry na pianinie. I to w moim wykonaniu! To lubię. Może wreszcie znudziły mi się spędy istot ludzkich nawet przy najlepszej muzyce, w najbardziej kultowym miejscu, przy wszelkich najlepszych używkach. Wolę te grupki w każdym pokoju, ciche rozmowy w kuchni, zbiorowisko przy sprzęcie, wygodne siedziska i inne zalety klimatycznych domówek.

Wyszłam po angielsku. Podróż przez całe miasto umilała wciąż jedna myśl.

W uszach bez końca dźwięczy Type O Negative „I don’t wanna be me”….

W nosie pęta się zapach wieczorów w trampkach i włosem o zapachu wiatru.

W oczach przyszłość.

W ustach smak miętowej pasty do zębów.

Tak prawdziwie i porządnie będę teraz żyć.

 

 

1984 : :
lut 20 2004 Bez tytułu
Komentarze: 5

Jedyny to stwór, przy którym tkwiąc potrafię wciąż widzieć w tym tkwieniu sens.

 

Ale może ja nie jestem kobietą?

W każdym filmie kobieta chce mieć go zawsze przy sobie. A ja nie chcę.

Może jestem zbyt wyzwolona? Zbyt niezależna i zbyt przyzwyczajona do wolności…

 

Może boję się, bo wiem jak poważny to związek.

 

Z drugiej strony bardzo potrzebna mi jego obecność.

 

Dam mu dojrzeć. I sobie. Ma coś ważnego do zrobienia i lepiej nie rozpraszać go tak silnymi wstrząsami emocjonalnymi.

Ale dziś zrobiłam to, co radziła każda życzliwa dusza. Zresztą już sama nie mogłam się powstrzymać. I nie żałuję. Jest mi dużo lżej. Znowu sprawił, że życie jest niewiarygodnie urokliwe.

Ale najbardziej zadziwiające jak na całe to zamieszanie zareagował mój organizm. Zapomniał o śnie, bolał, słabł, bladł, nie jadł, szarzał, chudł

?

podobno to chemia

 

teraz już idę spać

 

jutro 0 stopni więc znowu wraca nadzieja.

 

Zanim zasnę pięćdziesiąt razy przeczytam esemesy, które i tak znam już na pamieć.

„Jeeej, a co z czasami, kiedy Aniołku nie przepraszałaś za wiadomości?”

„Tak, niby tak…”

„Powodzenia, o niewiarygodna!”

 

Uśmiałam się. Do łez. I wreszcie odetchnął strudzony organizm.

 

Niczym po ciężkiej orce. A to tylko intensywne dochodzenie do ładu.

 

 

1984 : :
lut 19 2004 Bez tytułu
Komentarze: 12

Niewiarygodne! A jednak… Po prostu szłam i zobaczyłam go w tłumie. Po prostu podeszłam, po prostu przytuliłam się i po prostu mocno mnie objął. A potem patrzyłam i słuchałam jego głosu. Nie wiedziałam czy mogę się uśmiechnąć czy przeprosić czy zniknąć… Patrzyli się na mnie.

 

Pętało się coś koło niego. Przedstawiona zostałam koleżance jako koleżanka. Koleżanka owa założyła jego krawat. A on siedział w rozpiętej koszuli i patrzył na mnie dobrze znanym wzrokiem. Coś jednak jeszcze połyskiwało w tym oku. Ból, "a masz"...

 

„Co wy wyprawiacie!?” Przechodzi czasem przez głowę, czasem obija się o uszy…

 

„Co ma wisieć nie utonie” obiło się trzy razy w ciągu doby.

 

„Uważaj, nie igraj. Stracisz tak wartościowego chłopca, różne są dziewczyny…” I różny jest on. Ja to wiem. Po prostu wiem, nie muszę się obawiać.

 

Czy wybaczył, czy nadal.. no niby nie wiem, ale…

 

Wiem

 

I tyle. I jednorazowe „aniołeczku”, dwukrotne „kochanie” i raz to jedno słowo, na które obojgu śmieją nam się gęby i nagłe ciepło zastępuje bliskość. Postać z bajki.… i …

Wariat.

Mój wariat?

A może już nie? co też ja najlepszego zrobiłam…..

 

Dobra, spokój moja panno. Zróbmy wreszcie coś, co będzie miało sens. Powinnam więc powiedzieć, że to co mówiłam jest nieaktualne, dać do zrozumienia, że mi zależy?

Załóżmy, że dam. A za dwa miesiące znów nie zdzierżę, przez co znowu go zranię.

Poza tym sytuacja wbrew wszystkiemu mogła ulec zmianie… Nie będę więc niczego przedsiębrać.

 

Może powinnam poczekać, niech to chłopię spokojnie dojrzeje, bo działamy na siebie zbyt emocjonalnie…

Może ja to zwyczajnie odwlekam? Wiem, że on chce i (o dziwo!) wiem że ja chcę a jednak bycie z nim jest chyba dużo trudniejsze niż trwanie bez niego.

 

1984 : :
lut 18 2004 mienie
Komentarze: 7

 

Przed snem, po śnie… atakuje ze wszech stron. I nie zrobiło chyba dnia przerwy od pamiętnego spotkania. Ostatniego. Takie sobie nieistotne oznaki istotnie niepokojące. Miesiąc temu widziałam go co chwila po każdej stronie ulicy, w tamtym tygodniu uporczywie wygrywał w dokonywanych konfrontacjach z pozostałymi, przedwczoraj skojarzył się z nim chleb, wczoraj zapach, dzisiaj przed oczyma stanęła ta polana... Zdarzyło się, że leżeliśmy obok siebie mimo szczerej nienawiści, jaką zwykliśmy wtedy się darzyć. Jakiś dzieciak polewał wszystkich wodą i uwziął się na mnie. Wtedy On, taki rozpostarty na trawie, obojętny w całej swojej rozciągłości burknął i pogonił małego. Wtedy pomyślałam, że ów stwór ma jednak coś z człowieka. To była chyba Przełęcz Kondracka. Dopiero po dwóch latach zaczęłam tolerowac jego obecność i uczucie fiknęło koziołka. Dziś biały płaski sygnał już na schodach wisiał i krzyczał ostrzegawczo. Zapobiegliwie zdjęłam łańcuszek, który od niego dostałam, bo gdyby zobaczył… I pierwsze co, zapytałam czy to przypadkiem nie dziś… I pierwsze co usłyszałam to sapnięcia i westchnięcia dziewcząt dokoła. „Był!” Serce. Mam serce i niewątpliwie przypomniało mu się żeby o sobie przypomnieć. I jakaś duszność. „…ale poszedł” Kubek. Mam w dłoni kubek a wrzątku lepiej nie rozlewać. Uśmiech. Mam zdolność uśmiechania się i zdrowy rozsądek, który każe mi zdolności tej użyć. Używam. I rzucam wyświechtanym „no i jak tam?”. „Prosił żeby Cię pozdrowić. Ale ładnie wyglądał…”. Znowu używam zdolności. I nóg. Więc żyje, wygląda, zdrowy- dzięki ci Ojcze! Dogania mnie jedno z dziewcząt, opowiada, że powiedziało mu gdzie jestem i co robię. Zastanowił się i powiedział żebym robiła dalej, nie będzie przerywał. „I poszedł.” Mam ciało i duszę, które obudziły się na raz i gwałtownie przejęły nade mną kontrolę. Zrobiłam okrążenie. Usiadłam. Straciłam apetyt pragnienie i chłopię, które zdarzyło mi się obdarzyć tym jednorazowym uczuciem. Mam silną wolę, która nie pozwala mi się rozklejać. Mam słabe serce, które nie znosi osierdziowego worka, żeber, tłuszczu ani skóry, które nie pozwalają mu się wyrwać, kiedy tak bardzo musi... Ramię, które dało pocieszenie zyskało tylko ślad na koszuli i dezorientację w całej mojej pozornie jasnej do tej pory sytuacji. Więc wtedy to jednak nie był koniec?! Mam oczy, które przestały już patrzeć nie widząc. Ma gazetę, którą rzucam odwracając się na pięcie. Mam włosy, których gładzenie ma złagodzić, zmniejszyć… pomóc. Mam uszy, którymi słyszę dowcipy. I mam niewiarygodną pewność... Mam spóźniony refleks. Nie wiem czy kiedykolwiek mi wybaczy...

Ja wybaczyłam natychmiastowo, a jednak coś nie pozwalało tak po prostu przejść ponad tym. Odegrałam się? Zraniłam równie mocno, więc jesteśmy kwita… ?

Dlaczego nie chciał się ze mną widzieć? Usłyszałam pocieszenie, że przecież każdy zachowywałby takie pozory. Ja też.

On? Dostosowuje się. Skoro nie mogę to nie możemy. Skoro nie mógł to nie mogłam. Skoro nie możemy… to nic. Ale to jest. Irracjonalna sytuacja i racjonalne trwanie.

 

To nic że łazi po tym padole tuzin porządnych mężczyzn. To nic, że mam świadomość jak niezrównoważony, maniakalnie ambitny, zakłamany z niego egoista….

A jednak przerażająca jest myśl że tylko on jeden może iść ze mną ramię w ramię, wpasować się obok niczym jakiś pieprzony klocek, puzzel czy inne cholerstwo.

Niestety po tych klocuszkach mam już tylko opakowanie. Które krzyczy że pusto.

 

 

1984 : :