Archiwum październik 2004, strona 1


paź 21 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6

Piję mleko. To wydaje się być zupełnie słusznym postępowaniem. Bez żadnych ale.

Brzydzę się samą sobą. Dopiero teraz dotarło. Bo spędziłam pół godziny sama ze sobą. Nagle nie wśród ludzi. Nie pomaga długa kąpiel. Nurofen też nie.

A żeby było weselej: nie żałuję.

NICZEGO

 

 

„Chcę tylko żebyś była szczęśliwa”- słyszę z ust ich obu.

 

Wychodzi tylko przy jednym z nich. Choć to drugi się stara.

 

Drugiego zapytałam skąd wiedzieć, że jest się szczęśliwym. Odpowiedział, jak zawsze mądrze:

„To wtedy, kiedy chcesz by ta chwila trwała wiecznie.”

 

Pomyślałam posępnie, że doskonale znam to uczucie. Ale nie on, mistrz i zawszenajlepszy sprawił, że je poczułam. Zrobiło się tak masakrycznie gorzko, bo ta magiczna chwila, której nigdy dośc to całkiem dobra kumpela… Ale już z przeszłości.

 

Ja lubię grać w szachy ale więcej tych pieprzonych roszad chyba już nie zdzierżę…

 

Jestem na skraju wyczerpania nerwowego. Skąd wiedzieć, że jest się na skraju wyczerpania nerwowego? Ha! To się po prostu wie.

 

O bycie szczęśliwym też nie musiałabym się go pytać….

 

 

1984 : :
paź 20 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

Gdańsk. Lipiec. Długa i poszukiwania Mariackiej. Nieodłączna, nieomylna mapa i odłączni (jak się okazuje), omylni my. Ulewa, letnie ciuchy i wykwintny obiadek w snobistycznym Sfinksie.

Sopot. Romantyczny, wręcz książkowy wieczór. Północny przemarsz Monciakiem i obrzydliwie droga kolacja w Krzywym Domu. Potem molo. Obowiązkowy wieczorny spacer.

Gdańsk. Wrzesień. Wąska uliczka prowadząca do kolejnej i jeszcze następnej. Dłoń schowana w dłoni. Bliskość. I trzy złote za wstęp na Wieżę Mariacką i ten widok na morze, na Sopot, na świat obok drugiego, innego świata. Nostalgia w oczach dorzucona zupełnie gratis. Na rogu bar mleczny i do wyboru albo knedle ze śliwkami albo ruskie pierogi. Potem papieros, młyn, jakiś moloch, przymierzalnia, telefon i jedziemy na peryferia.

Łódź. Każdy kolejny tramwaj powoduje trzęsienie wnętrzności.

Gdańsk. Trzęsienie ziemi. Niewidzialna woda bulgocząca pod ziemią nie rozumiejąc kto ją tam umieścił. Kurczowy uścisk na oparciu krzesła i zdziwienie jaką to wiertarę musi mieć ten pan elektryk dłubiący w ścianie obok. Wieczorem radio zadziwia ciekawostkami z Polski:

- Trzęsienie ziemi?! Zwariowali chyba… Przecież u nas nie stykają się płyty tektoniczne!

- No, a było…

- Phi… to ci dopiero… A gdzie?!?

- Tutaj.

Wrocław. Oczy pełne piachu ograniczającego swobodę powiek. Sen produkuje też klej. Absolutny obezwładniacz oczu. Ledwo wystukany esemes z prośbą o spotkanie na miejscu w celu udzielenia i uzyskania pomocy w przetrwaniu.

Warszawa. Dworzec zachodni. Spacer pomiędzy tłumem zblazowanych i śmierdzących ludzi. Sklep. W małym telewizorku znana melodia serialu nierozerwalnie kojarzącego się z niedzielnym obiadem. Ci w sterylnych fartuchach śmiesznie wyglądają jako tło do tych śmierdzących. Ordynarne słucham pani za ladą. Mentolowe i zapalniczka. Jakaś ławka przy wyjściu. Tu zostać. Prośba bez adresata.

Praga. Przytłaczająca odpowiedzialność okraszona smakiem jabłek. Przy dużej bramie mężczyzna o połowie stóp prosi o pieniądze. Miasto oddycha dumną historią nabraną kiedyś do płuc i zaszytą jak gdyby na zawsze, w bezruchu. Stagnację tą niszczą setki głów, nabitych na bezmózgie szyje wyciągające się wzwyż może żeby połączyć się choć na chwilę z mózgiem.

Małe- nieważne- miasteczko. Życie. Moje życie. Prawdziwe życie.

Tutaj. {{_+.d;s.F>34#$@# 5 g

 

 

Przerywamy emisję noty by podać państwu najświeższe wiadomości:

 

1984 straciła coś bardzo ważnego

 

 

 

1984 : :
paź 20 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

Nawet te pieprzone pomidory w śmietanie smakują inaczej. Taka rzadka ćtapa, rozlana, paskudnie nieswoja. A może przesadzam. Może dobrze nie widzę bo przed oczy wciska się obraz poranków z nim, pomidorami i spokojem myśli.

Jeśli zabłądziłam i zrobiłam coś złego to teraz błądzę dalej i dalej robię same złe rzeczy. Jeśli nie wrócę na prostą do końca życia wszystko będzie już źle.

Ale ja wciąż wątpię czy naprawdę chcę wrócić na prostą.

 

 

1984 : :
paź 19 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

 

Zrobiłam to. Weszłam do domu. Tata podał mi do ręki telefon. „____ na linii”. Z ciężkim westchnieniem rzuciłam „cześć” wyplątując się z kurtki. Usiadłam i próbowałam rozmawiać o niczym. O psie, kocie, bigosie i meczu. I o nas. Bo zaczął. Więcej ciszy niż słów.

Po czterdziestu minutach usłyszałam „przepraszam” poprzedzające sygnał w słuchawce. Wytarłam rozmazany tusz. Poszłam do łazienki. Zdjęłam polar. Umyłam twarz. Zamieniłam z tatą kilka słów o pierogach. Poszłam do ubikacji. Potem do kuchni. Odgrzałam sobie cztery pierogi. Zjadłam. Odpisałam na jakiegoś mejla. A za chwilę wybuchnę. Chociaż łzy wiedzą że z moich oczu nie ma wyjścia... Więc będę tak siedzieć. Zimna suka. Pozbawiona uczuć nielojalna niezdecydowana głupia dupa.

Za chwilę zdam sobie sprawę co zrobiłam.

Powiedziałam kocham i to koniec.

Bo?

 

…..

 

niech ktoś mi pomoże

 

 

 

 

 

 

1984 : :
paź 16 2004 o zdradzie słów kilka...
Komentarze: 3

Myśl o poznaniu czegoś więcej

Chęć poznania drugiego człowieka

Pragnienie otworzenia na świat oczu, tak cholernie szeroko zamkniętych w ramach związku?

Brak prawdziwego uczucia?

Początek prawdziwego uczucia?

 

 

Jest ich dwóch.

Jeden ma miękkie, ciepłe dłonie. Drugi smukłe, gładkie.

Jeden ma przytulny brzuch i duże plecy, drugi umięśnioną dobrze odżywioną białkiem klatę.

Jeden ma bardziej wygięty kręgosłup. Drugi ma kaszel.

Jeden z nich zna moją bliznę, zna historię, zna mnie. Drugi zna boginię.

Jeden zna te najczulsze na oddech i dotyk palców miejsca na skórze. Drugi sądzi że też je zna.

Jeden z nich daje wszystko, drugi tylko siebie.

Jeden wie wszystko, drugi tyle ile mu trzeba.

Żaden nie wie, czego ja chcę.

 

 

„Łzy są zapłata Boga za to, co Ci odebrał”.

Przeczytałam dziś u Harley. Wertowałam blogi przy śniadaniu. Potrwało do obiadu.

Harley budzi podziw, bo żyje godnie. Zastanawiałam się czy nie postępuję jak i rzeczony Prezydent. I czy sprawiam tym równie paskudny chaos w czyimś życiu?

Czuję się jak stereotypowy facet.

Choć u Nina czułam się trochę jak jego Anna mówiąca chcę odejść. Nie musiał jej dmuchnąć….

- Według mnie zdrada to jak się z kimś prześpisz- peroruje koleżanka odganiając się od wszechobecnego dymu z mojego papierosa.

- A według mnie, kochanie, zdrada to jedna tylko mała myśl.

 

Chociaż owszem. Spałam z Nim. Spałam na Nim. Na jego piersi i w jego ramionach. Z wszechogarniającym uosobieniem bezpieczeństwa. Bo wiedziałam, że on nie włoży mi za chwilę łapy w majtki, że mogę z Nim po prostu spać. I dostawałam w te noce dużo więcej niż od Księcia przy okazji każdego ciężko wypracowanego orgazmu.

 

 

Zastanawiam się co ma sens a co nie.

Zastanawiam się nad przyszłością i poza strachem czuję też ogromną zależność całego POTEM od tej jednej chwili i mojej decyzji.

Czy mam chcieć żyć rozsądnie, obiecująco, bogato, mądrze, poprawnie i jakoś znosić każde pięć minut u boku Księcia... Czy mam chcieć żyć ciężko, stawiać czoła problemom, ale tęsknić i cieszyć się z pięciu minut u boku Baranka?

 

telefon. zażenowanie. nie wiem czy jest pijany. nigdy nie mogę poznać czy jest pijany. nie przeszkadza mi to. to dość ludzkie zachowanie a co ludzkie to normalne a normalnych zachowań bardzo mi potrzeba.

faktem jest że łatwiej było mu się otworzyć. po wykrzyczanym kochamcię zachwiał mu się głos, bąknął tylko krótkie „ej…” i nastała cisza. pytam o co chodzi.

nie wiem co myślisz. nie chciałbym pierdolić jak On. nie chciałbym żebyś myślała o mnie jak o Nim. kiedy było Ci z nim źle. nie chciałbym…

teraz coś bardzo mnie uderzyło. ciśnienie, prawda, obawa, ohyda?

 

nie chciałabym żebyś myślał że traktuję Cię jak jego. przy Tobie nie jest mi źle, jesteście zupełnie inni. jesteś jego kompletnym przeciwieństwem…

 

to jakaś chora sytuacja.

obawiam się czy to ma sens. i co to jest sens?

nie mogę być z Księciem bo go zdradziłam, a może raczej dlatego że go po prostu nie kocham.

ale nie mogę też być z Barankiem bo to z nim zdradziłam Księcia, bo teraz już zawsze będzie nad nami wisieć myśl o zdradzie.

jeśli to była zdrada…

 

zdrada jest wtedy gdy się kogoś kocha a mimo to w towarzystwie innego osobnika dopuszcza się do zachowań charakterystycznych zwykle dla osób kochających się…

gdy się kogoś kocha….

bynajmniej nie po to by się usprawiedliwiać, lepiej i tak nigdy się nie poczuje… (chyba że stracę zmysły, czego jestem już bliska…) zastanawiam się czy ja kochałam Księcia? tak twierdziłam. tak czułam i nie czułam tego nigdy wcześniej. takie to było piękne, książkowe, romantyczne. a ja taka naiwna. może taka jest miłość ale czy kochając kogoś nie ma się ochoty na spotkania z nim, ma się dość jego osoby, słów, całych przemówień, jego głupich nawyków, jego towarzystwa?

ile jeszcze razy zapytam siebie co to znaczy kochać?

jeśli więc mimo faktu że ani przez chwilę za nim nie tęskniłam, że chciałam wyjechać żeby nie musieć przy nim tkwić, że chciałam mieć spokój wciąż można powiedzieć że go kochałam to tak, była to zdrada.

 

uwaga uwaga! mam nową definicję!

zdrada to ukradkowe spojrzenie w stronę światła, w stronę prawdy…

 

a może zdrada jest wtedy gdy po dokonaniu owych niecnych postępków (czy to myśli, czy dotyku, pocałunków czy seksu) wraca się do tego „kochanego&zdradzonego” i jest się dalej, i kocha się dalej… ja nie wróciłam.

- chcę być sama. nie chcę z Tobą być.

- dobrze. ale ja będę z Tobą.

 

 

 

1984 : :