Archiwum 13 stycznia 2004


sty 13 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6

Uwielbiam atmosferę tego miejsca. Chociaż dziś mam katar, co zmusza mnie do wyłącznie fizycznego czucia ksiąg... Wchodzę na dużą salę, idąc środkiem rozmyślam które miejsce wybrać biorąc pod uwagę co za persona siedzi w pobliżu i co za ochota prowadzi mnie do miejsca. Jeśli mam dużo pracy i mało czasu to tylko pod ścianą. Jeśli mogę posiedzieć to tylko pod oknem.  Ze sobą mogę mieć numerek, kartę, materiały, wyciszony telefon, może wodę i duży zapas zapału. Mam już więc stolik. Dziś usiadłam pod oknem, z tyłu, tuż przed monstrualnych rozmiarów palmą z rozłożystymi trzymetrowymi liśćmi. Numer dostałam siedemdziesiąty trzeci. I czekam. Lampkę mam. Przytulnie... Za chwilę zawtóruje temu światłu numer siedemdziesiąt trzy nad głową miłego pana, do którego pomknę środkiem dużej sali i który da mi książki. Będę siedzieć tu w najbezpieczniejszym z możliwych miejsc. Wolnym od problemów innych niż brak wystarczającej ilości dowodów na przynależność dwuelementowego fonemu homogenicznego do afrykatów...
I ludziom dobrze patrzy z gałek. Pewnego razu zmęczona tymi literkami oparłam głowę na rękach opadając na stolik i tak niemalże zapadłam sobie w sen. Jeden człopiec wstał, podszedł i z troską w głosie, wzroku i dłoniach zapytał: Czy pani się źle poczuła?... Oj, dobrze proszę bezinteresownego, miłego i otwartego pana, wzruszona tylko troszkę tym symaptycznym gestem rozpływam się już do imentu na cudnym krzesełku...
Panowie w szatni też są w dechę! Jeden ma długie włosy i zawsze nosi czarne rękawiczki. Jest w nim coś z typowego opryszka, brakuje tylko zapałki przekładanej rytmicznie między wargami za pomocą języka. A jednak budzi zaufanie. Inny zawsze czyta i dokształca też innych kolegów. Jeszcze jeden zawsze obserwuje rozpłaszczające się przed nim panie i nie żałuje komentarzy. Często w tle słychać telewizję. Trafiam zawsze na melodyjkę z Klanu u robi się jeszcze bardziej swojsko. Ale ale... Dość już sentymentów. Do roboty. Z okna na przeciwnko widać jadłodajnię dla bezdomnych. Bezdomnych nie widać.


Bo są w środku. I widać zakręt na którym klekoczą co chwila tramwaje.
Bardzo mi tu dobrze...

 

1984 : :