Komentarze: 2
Mniam. Wstalam już wlaśnie. Wyspana. Ciężka i gruba od snu gnieżdżacego się w każdej komórce, każdej wakuoli, każdym cotamjeszczeistnieje... Ziewam. Stękam. Sapię. Jakbym nie lada się napracowala. A przecież zaledwie leżalam w pozycji horyzontalnej jakieś dobre 10 godzinek. W czasie tym zdąrzylam sfrystrowana leżeć w oknie i myśleć, co spowodowalo, że dalsze wydarzenia potoczyly sie tak a nie inaczej... Nastepnie leżąc i ugniatając z milości jedynie misia (pachnącego jeszcze pamiętnym męskim środkiem zapachowym... ) usilnie próbowalam nie myśleć. Kiepsko mi to wychodzilo więc zwleklam swe piękne cialo (hmmm... brzmi jakoś tak przedrostkowo, jakoś tak jakby sexi-...) i postanowilam zrobić coś pożytecznego. Zasypawszy tak zwanymi esemesami kogo się dalo, ponownie znalazlam się w tym potwornym (albo i nie:) wielkim pustym zimnym lóżku. I co? Caaaalutką noc (oczywiście tuż po sukcesie zwanym zaśnięciem) śnil mi się jeden ktoś. Nie widziany od lat. Nie powiem, że zapomniany bo ostatnio naszla mnie wizja mojego z nim ślubu (pocieszam się faktem że wizja owa dopadla mnie w kościele podczas ślubu wlaśnie)... Dlaczego akurat jego usta podpasowaly mi wtedy do wypowiedzenia tych kilku slów- nie wiem. Nie ważne. Milo bylo. W tym śnie oczywiście. W kościele też- milo patrzeć jak ludzie się kochają... Ale wesel to ja nie lubię. O nie! Chociaż to ostatnie... Zbulwersowalam tylko swą rodzicielkę pijąc na jej oczach makabryczne ilości plynów typowo weselnych... Hehe. Po tym pamiętnym weselu mamcia stwierdzila, że bylam prowokująca. A! I nieskromna. Moja wina czy sukienki z dekoltem do pępka niemalże? A że tańczylam z jakimiś dziadkami panien mlodych i nie tylko (nie tylko dziadkami rzecz jasna...)... A co mialam robić? Udać się do sympatycznego stoliczka na uboczu gdzie toczyly się pasjonujące wprost rozmowy o dwóch takich samych sukienkach jakie pojawily się na weselu, o nienawiści zięcia do teścia i żony brata panny mlodej spowodowane zapewne zlym wychowaniem syna owej kobiety. Nooo oczywiście nie należy zapomnieć o tematach poruszonych raz a dobrze, czyli na dlużej... jak np. wyjazd jednego z trzech synow jednej z czterech sióstr do usa do pracy... wiecej nie wiem bo wpadalam tam tylko po cukierki. Akurat tam postawili takie dobre, z advocatem:) Mniam.