Archiwum listopad 2004


lis 24 2004 Bez tytułu
Komentarze: 5

Nie chcę zapeszać ale chyba udało mi się z tego wyleźć. Chociaż błoto jeszcze zostawia ślady.

Prawdziwe bagno. Nie pozwolę na to nigdy, nikomu, nigdy, nikomu i nigdy.

I sobie. Już nigdy.

 

Co nie znaczy że wracając do tego myślami nie mam gęsiej skórki i nie robi mi się gorąco...

 

 

1984 : :
lis 17 2004 Bez tytułu
Komentarze: 3

powiedziałam za dużo

tu

nie powiedziałam nic

tam

 

 

 

1984 : :
lis 13 2004 generalnie pierwszy nigdy nie jest ostatnim...
Komentarze: 9

 

 

 

Na pierwszej randce byłam w kinie na Godzilli a potem w Mc Donaldsie.

Pierwsze perfumy to Chansone de vie.

Tydzień temu pierwszy raz oddałam krew. 

Pierwszy pocałunek zdarzył się nad wodospadem.

W drugiej klasie podstawówki pierwszy raz jadłam serca w zupie.

Pierwszy raz użyłam tuszu do rzęs w szóstej klasie.

Pierwszy raz w szpitalu nabawił mnie traumy na całe życie.

Pierwsze książęce kocham przeraziło i załamało.

Pierwsze odwzajemnione książęce kocham zwaliło na mnie jego ciało.

Pierwsze kocham Baranka usłyszałam w łazience susząc włosy głową w dół.

Pierwszego kwietnia zawsze wiem że jutro będzie drugi.

Pierwsza ścianka na jaką weszłam to były Krucze Skały.

Pierwszy strach zawsze wydaje się być ostatnim.

Pierwsza praca była moją wymarzoną.

Pierwszy okres dostałam w autobusie jadąc do Empiku po kasetę Bartosiewicz.

Pierwsze usłyszane kocham było nic nie warte.

Pierwszy kot jest moim ostatnim.

Pierwszy raz byłam w niebie we wrześniu tego roku.

Pierwszy raz bałam się go już trzy lata temu.

Pierwsza rzecz jaką zgubiłam byłam ja sama na zatłoczonym rynku, potem była parasolka.

Pierwszy raz spróbowałam tam gdzie i ostatni.

Pierwsza śpiewam na ogniskach.

W zerówce zakochałam się po raz pierwszy.

Na siódme urodziny dostałam pierwszą kasetę Madonny.

Pierwszym wynalazkiem był stempelek z ziemniaka.

Niedawno po raz pierwszy pomyślałam że naprawdę wpadłam.

Pierwszy raz miałam w rękach meduzę kiedy pierwszy raz byłam nad morzem.

Pierwszeństwo ma zawsze ten z prawej.

Pierwiastek z 2 to 4.

Pierwiosnków nie lubię.

Pierniki kiedyś kupowałam na wagę, takie bryłowate.

Pieprzy mi się już.

 

 

 

 

1984 : :
lis 12 2004 co jak i dlaczego
Komentarze: 3

 

 

 

Nie tak miało wyglądać czyszczenie moich dysków. Już wczoraj telefon usilnie dzwonił aż w końcu to i owo siadło mi na stykach i zostanie na dobre.

Z pustelni nici.

Zadzwoniła pani ciekawska z przy okazji wciśniętym w rozmowę zapytaniem co jak i dlaczego. Powiedziałam jak jest. Po kilku minutach dzwoni Baranek. Awaria. Restart mnie. Miałam gotowe już do wysłania trzy wiadomości wyjaśniające co jak i dlaczego. Nie napiszę tutaj co jak i dlaczego bo o Tym się nie pisze... Zrozumiał, nie zrozumiał. Zachował się ładnie, tak jak należałoby oczekiwać w równie chorej sytuacji. Napisał jak dobrze się bawił (czym niezwykle ułatwił, pozwolił przypuszczać że złamał obietnicę...), żebym nie wymagała aby o mnie zapomniał bo to chyba niewykonalne (miłe, chociaż boli w żołądku) i że przyśle mi płyty, z których ma nadzieje się ucieszę (jeśli przesłucham, bo wszystkie na razie są skszętnie umieszczone poza zasięgiem ręki)... Tyle.

Spałam dziś lepiej. Chociaż z jeden strony się przejaśniło.

 

Ale wspomnienia wróciły lawiną. Włączam tę muzykę chociaż mnie wykańcza. Silniejsze... Znowu.

Wszystko co związane z tym małym gównem jest silniejsze ode mnie!

Przeczytałam już chyba wszystko, utonęłam w przeogromnych netowych zasobach w tym temacie i tylko utwierdziłam się w przekonaniu co jak i dlaczego.

Tylko jak się wyrwać? Niby już koniec, niby wróciłam do siebie ale faktem jest że nie przestaję o tym myśleć. Wszystko inne blednie. Jak i ochota na ciągnięcie tego co nie ma sensu. Bo sens zdaje się mieć tylko ten bezsens. Absurd.

 

Koło północy zadzwoniła nasza towarzyszka. Opowiadała co i jak. Bez dlaczego. Tego się nie tłumaczy... To jest jasne.

 

1984 : :
lis 11 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Wciągam dżinsy. Moje pierwsze w życiu dżinsy. Biały stanik i miękki różowy sweter. Mój pierwszy w życiu różowy sweter. Ładne kremowe skarpetki. Niewielka podróżna torba posłusznie pomieściła wszystko co potrzebne. Śniadania nie jadłam. Byle jak najszybciej wyjść z domu. Ciepłe pożegnanie z tatą. Winda nieśpiesznie zbliżająca się ku ziemi. Autobus z życzliwie przygotowanym jakby dla mnie miejscem. Zakupy. Bez kolejki do kasy. Drzwi. Szukam kluczy obserwując kota bezwstydnie rozłożonego na masce jakiegoś samochodu. „Hmmm... Królestwo kotów”- myślę, otwierając kolejne drzwi. Po chwili słyszę przyjazne „miał” i czuję na nogach ciepło futrzanego życia. W lustrze stoi przede mną jakaś paniusia w ładnym płaszczu ze stójką jak Sherlock Holmes obładowana siatkami z zakupami i podróżną torbą. Schyliła się żeby zdjąć buty a kocisko zdążyło w jednej chwili wskoczyć jej na plecy i zacząć rozkosznie mruczeć spragnione miłości i ludzkich rąk. Paniusia niebawem przepadła czyniąc lustro jakby martwym a na stole w kuchni znalazła karteczkę co do żywienia tego sympatycznego natręta. Teraz pojawiła się w szybie kuchenki. Nakarmiła kota i wstawiła wodę na kawę. Zadomowiła się prędko. Przejrzała biblioteczkę i po chwili już decydowała którą z dwóch Sów wybrać jako pierwszą w kolejce do pochłonięcia. Mózg paniusi potrzebuje teraz kilku technicznych zabiegów. Oczyszczanie dysku i dekompresja. Potem instalacja nowych programów. I już. Paniusia jak nowa, gotowa do życia. Przez chwilę jej nie widziałam. W sypialni i w ubikacji nie ma luster. Potem odbiła się w szybie balkonowej kiedy z błogością na twarzy zasiadła na drewnianym krzesełku okrytym kocem i zapaliła dobrego mentolowego papierosa. Z prawej strony prawie tuż przed nosem pachniał wrzos a z lewej jakieś szpargały tworzyły atmosferę tymczasowości, położone jakby na chwilę jak i paniusia na tym swoim nowym miejscu.

Znowu zniknęła. Nie będę jej szukać. Może się znajdzie. Może nie usunie się cała przy tych oczyszczaniach i porządkach.

 

 

1984 : :