Komentarze: 10
Dobry wieczór. To ja. Nazywam się Promyk Nadziei. Mam osiemnaście lat. Niestety, bo chociaż nie śpieszyłam się na świat, bardzo chcąc na Niego zaczekać- nie udało się. Mama nie wytrzymała. On jest wcześniakiem. Staraliśmy się więc bardzo. Już wtedy rozmawialiśmy? Telepatycznie. Mam więc te osiemnaście wiosen i wczoraj pierwszy raz mogłam poczuć się jak prawdziwa patriotka i osoba spełniająca swój obywatelski obowiązek poszłam do uroczej starej podstawówki i oddałam głos na... przedstawiciela pewnej partii politycznej. Wczoraj brałam również udział w niezwykle ważnym obiedzie dotyczącym pewnego niezwykle ważnego wydarzenia, mianowicie przyszłorocznego zamążpójścia osoby zwanej powszechnie moim rodzeństwem. Cieszyłam się więc bardzo szczęściem Misiaczków ale gdy tylko rozmowa zeszła na temat 50 osób na jednej liście gości i 70 na drugiej- po angielsku wymknęłam się do mojej potrzebującej i porzuconej... Wieczór miły, deszczowy... W kościele nie mogłam się skupić. Nie polecam w stanie upojenia alkoholowego a jednocześnie upojenia uczuciowego wybierać się do miejsca wymagającego raczej skupienia niżeli jakiegokolwiek upojenia. Wracając jednak do kwestii mojego dzisiejszego chrztu (a w rezultacie nowego imienia) odbył się on w tych ciemnych zaułkach. Tam, gdzie nie widzę Jego oczu. Ale nie muszę. Znam je i wiem. Jaka szkoda, że jesteśmy dziećmi starej daty... Nie ma to jak niedawne komplementy słyszane z narzuconych, niekochanych, okropnych ust „...jesteś zajebista...” Nie. Dziękuję. Poproszę jeszcze troszkę tych pięknych słów, kochanym szalonym spokojnym głosem... Teraz zawstydzona pochylę głowę, spłonę krwistym rumieńcem i pozwolę mnie kochać. | |