Archiwum listopad 2003


lis 29 2003 głupio sobie myślę...
Komentarze: 12

 

jadę sobie dzisiej, jadę... myślę sobie, myślę... „wysiąść, nie wysiąść”. tak sobie jadę i nie wiem co robić i gdzie wysiąść bo mam pilną potrzebę zrobienia drobnych sprawunków jak to mawiali w dzieciach z bulerbyn. Wybieram biedną bronkę przy skrzyżowaniu bo do autobusu z tramwajowego niedaleko. na torach leży martwy gołąb. wczoraj tez leżał jak zerkałam z okna tramwaju. Ciekawe kto takie gołębie sprząta, z takich bocznych torów... popatrzę jeszcze, będę kontrolować sytuację. Może zacznie się rozkładać. no, przepraszam ale ja go nie sprzątnę. idę do tej bronki, pod klubem bilardowym przechodzę i sobie myślę że dawno nie grałam i mi się przypomina ostatni bilard. i jak się potwornie oparzyłam wtedy w język bo mi się zawartość lufki wciągnęła i nic nie czułam trzy dni. Za klubem jest fitness club. I słyszałam że mają tam jogę, ale żadna nie równa się z naszymi przeprzyjemymi zajęciami. W końcu dotarłam do bronki, przepuszczam grzecznie panią ze smalcem w siatce i wchodzę. Wielce zamaszystym krokiem. „ale wmaszerowałam” myślę sobie, a że jeszcze glany chwilowo wróciły do łask to zaiste czułam się jak żołnierz. Pan z kolejki na mnie zerknął. Zerknął i chłopiec buszujący w napojach. Czego on tam szuka myślę sobie, może jest którymś z tych pacholąt tu pracujących? Nie, chyba nie bo jest w kurtce. Obserwuje mnie dziwnie. Idę dalej, również obserwowana. Ochroniarz pierwszy. Wychudzony. I wygłodzonym szpiegowskim wzrokiem zagląda mi w koszyk, obserwuje każdy ruch. Czuję się jak rasowy złodziej, udowadniający grzecznym zachowaniem że tym razem niczego nie ukradnie. Idę dalej. Następny stoi przy kawach. Uuu przyjemny dla oka. Łysy, duży taki jakiś ciepły i przyzwoity. Kosmetyki całe zastawione jakąś paletą wielgachną. I teraz muszę kasę wybrać. Przy jednej długi ogon. Przy drugiej tylko pan o dwóch kulach i z dwoma piwami. No to staję za panem. Dłubie w tych pieniążkach dłubie, wydłubał.... Wtem jakieś krzyki słyszę. Odwracam się a tam mój przyjemny dla oka szamocze się z tym buszującym. Dziadek o kulach podekscytowany zostawia resztę i zakup o dziwo również. Leci kibicować, tylko nie wiem jeszcze komu... buszujący drze twarz, przyjemny coś mruczy przez co okazuje się mniej przyjemny. W końcu buszujący prując się w niebogłosy wyrwał się i wybiegł na ulicę wyzywając już-nie-przyjmnego od narządów męskich płciowych, bo ten podarł mu rękaw od kurtki. Śmieszne, myślę sobie. Wracam. Gołąb leży. Dlaczego w wordzie literki automatycznie zmieniają się na duże. Ubezwłasnowolnienie. Brzuch mnie boli. Dobrze sobie tak poniemyśleć przez chwil parę. Sąsiada zamordowali bo chcieli sobie telefon kupić. najgorsze są takie blond dziewczęta niewinne z pozoru, lekko zaciągające świńską urodą w sensie mupetową świnką pigi.... branoc

 

1984 : :
lis 28 2003 Bez tytułu
Komentarze: 3

No to się małe głupie dziecko pogubiło. Pokrzyczało sobie, tupnęło odnóżem i nic już nie wie. Tak jest wygodnie. Zbyt wiele jest uzależnione właśnie ode mnie i dlatego tworzy się za dużo myśli. Teraz dziecko powiedziało sobie że już na niczym nie zależy i od razu łatwiej do życia podejść...

Jedno wiem.

To nie ma się skończyć na banalnym marzeniu małej dziewczynki. Chcę czegoś więcej. Chcę poczuć że żyję. Może to brzmi jeszcze bardziej banalnie. Gdybym mogła czucie ogarnąć słowami. 

 

1984 : :
lis 28 2003 these are the rules
Komentarze: 5

 

Wiem. Wymyśliłam i żadna inna opcja w grę nie wchodzi. Ja go stracić nie chcę bo i bólu nie chcę mu sprawić... Niech więc będzie, ale niech będzie nazywany wysłużonym słowem przyjaciel, nie moim mężczyzną. Bo wtedy ja musiałabym być jego kobietą. To w grę nie wchodzi. Jutro asertywnie i szczerze będę z nim rozmawiać. Nie uda się użyć urokliwego spojrzenia. Zastanawiać się tez nie będę. Czy może jeszcze nie, może jeszcze, przemyśleć, nie decydować jeszcze... Odwlekanie też w grę nie wchodzi.

Bo gra będzie trwała dalej. Nie odpadnę, nie zdyskwalifikują mnie. I trwanie w niej na zasadzie zależnego pionka również w grę nie wchodzi!!!

 

1984 : :
lis 28 2003 Bez tytułu
Komentarze: 4

Wstydzę się tego co piszę, co myślę, jak żyję. Nie doceniam. Chcę więcej. Albo i nie. Po prostu nie chcę mieć tego co mogę. Czasem myślę że nie wierzę w siebie. I nie zasługuję. Czasem egoistycznie myślę słowami Teofila i pana z reklamy zupy w proszku, że zasługuję na kogoś lepszego. Czasem po prostu nikogo nie oceniając myślę że to absolutnie nie to... Nie zmuszę się. A czasem że uciekam przed uczuciem... Po głowie ciągle pałęta się głupi frazes, On ne badine pas avec l’amour...

I drugi frazes: Na siłę.

Niesmacznie i niechętnie. I zupełnie odwrotnie z jego strony. Czasem już widzę siebie z boku, „umówiłam się jutro z X”, obwieszczam czując jak spełniam swoje zadanie, uszczęśliwiam tym wszystkich tylko nie siebie... „O! To świetnie, nareszcie... Co? Nie cieszysz się?" Skąd! Cieszę. Ta grobowa atmosfera to tak mimochodem.

 

Sprawy się skomplikowały. Kiedy wreszcie się z nim umawiam (z koszmarnym poczuciem obowiązku) pojawia się oczywiście perspektywa ciekawszej imprezy. Na imprezę mogę kogoś wziąć. Jeśli chcę.

Chcę?

Nie chcę. Bo lubię chodzić na imprezy sama i bawić się ze starymi dobrymi twarzami. Bo lubię swoją pojedynczość i nie potrzebne mi ramię. I do cholery jest dobrze tak jak jest. Nie jestem sama. A jednocześnie w odpowiednim stopniu jestem samiusieńka. I dobrze mi z tym. Cholernie mi dobrze. Nie zastanawiam się czy to normalne, że odrzuca się takie uczucie, pozornie oczywiście bez żadnego powodu...... Rzecz nie w tym że boję się, czy nie chcę stracić wolności... Ja ją bardzo chętnie stracę, ale nie bo tak trzeba, wypada...

No ale stanęło na tym że nie wiem co robić....

Też mi nowina...

Nawet jeśli będę się poświęcać i wytrzymywać te spotkania to każde kolejne będzie budować nadzieję. Jeszcze bardziej zawali mnie swoim uczuciem, przekarmi... Gdybym mogła sama. Może i przekonałabym się. Może z czasem. Ale nic się nie zmienia. Na lepsze.

Opcja pierwsza: odbębnić spotkanie i iść na imprezę.

Opcja druga: „nie wchodzi w grę”

 

Samo mi się napisało. Myślę sobie czy się nie zagalopowałam w tych myślach. Może jednak nie jest tak tragicznie?

Może będzie przyjemnie i zapomnę o tych kilku żenujących faktach.

Wytłumacz to sobie, dziewczę drogie... Błagam. Wszystkim będzie dobrze tylko Ty wytłumacz sobie że tak jest dobrze i tak ma być.

Znowu deprymuje mnie fakt że ktoś to czyta. Moje życie i sobie to pisze, bo ma mi być lepiej i lżej a tu masz... Nie obawiam się oceny bo nikt nie może ocenić mnie na podstawie kilku zdań, nie wiedząc do czego się odnoszą. Ale jeśli już czytacie to proszę, powiedzcie mi że wymyślam sobie problem, powiedzcie żebym cieszyła się tym co mam, powiedzcie mi cos przekonującego bo jak na razie mało to wszystko sugestywne.

A może to wcale ma nie być sugestywne? Uwierzyłabym gdyby jeszcze nic nigdy nie przekonało mnie do siebie tak jak pewien pan, rok temu.

Ów pan wykrzyczawszy jednak że mnie kocha (to już miesiąc temu!?) doczekał się tylko informacji że ten kołek stojący przed nim zmuszony jest go odrzucić. No.. może nie zechcieć ponownie. ..Na rzecz kogo?

No właśnie... To też chyba obliguje. Bo to mnie cholera całe życie tylko obliguje.

Pieprzę już pół godziny i ciągle nie wiem co robić a za chwilę w prawym dolnym pojawi się żółty prostokąt. X przesyła wiadomość.

Oj jak ja nie mam na niego ochoty. Ale to nie o moją ochotę się tutaj rozchodzi. Bynajmniej. Absolutnie...

Plusk. Wpadłam w kompot. Po uszy... I nie lubię pływać. Kompot ma bardzo ładne imię. Mówią że przystojny. Że oczy ma taaakie niesamowite, zabawny, miły w dotyku i myślący dość wąskotorowo.

 

Koło ratunkowe? Czy szybki kurs pływania w substancjach wszelkich?

 

 

 

1984 : :
lis 27 2003 ttttuuururururu
Komentarze: 3

Mala rzecz a cieszy

siuuuuup

jedzie facet i widzi panią przy drodze no to kulturalnie pyta: podwieście?

nie, potrzysta

 

1984 : :