Archiwum grudzień 2004


gru 30 2004 Bez tytułu
Komentarze: 5

Snuję się tak. Specyfik jaśniejący na twarzy swą zielenią subtelnie podkreśla moją odmienność.

Byle wyjść z domu.

Potrwonić czas żeby potem znów mieć motywujące wyrzuty sumienia walące wprost na białe kartki wordowskiego dokumentu.

Pidżamę mam ciepłą i wygodną, chwalić Boga.

Nie wiem czemu łzy napływają do oczu. Nic nie będzie jak kiedyś. Nie jestem wystarczająco młoda by wszystko wiedzieć...

Pozmywałam po śniadaniu rodziców. Żeby oni chociaż mieli pojęcie jak ogromną krzywdę wyrządzili mi kiedy nie wiedziałam o tym ani ja ani oni. Nawet jeśli starali się jak mogli nic nie ma gorszego wpływu na tworzącą się psychikę niewinnych dziecinek niż mamusia. Mamusia ukierunkowuje, tworzy paranoje, karze bać się tego czego nie pozwala się nie bać.

Przyjaciel ma plan. Nie powie mi jaki. O jakaż to szkoda! Nie domyśliłabym się w życiu Warszawy! Gdybym była ślepa i głucha... Przeraził mnie konkretnie. Nie boję się że nie obronię mojego związku ale o to że nie będę chciała go bronić.

Miejsce bycia zmienić...

Mama! To dla Ciebie... Kochanie. Dałaś mi wszystko więc i ja muszę. Tylko że to co jest wszystkim w Twoim pojęciu jest różne od mojego wszystkiego.  

 

 

1984 : :
gru 28 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Przed świtem obudziłam się by żyć...

Przez myśl przeszedł chłód i rozniecił pragnienie jego dotyku. Wyobraźnia odwracała głowę w niedowierzaniu nie mogąc znaleźć go ani poczuć tej energii, jego ciała… Jedno pragnienie: wtopić się w jego sny niczym w ciepłą bezmiernie podległą pościel.

 

Pomiędzy pożądaniem a rozkoszą tkwi dolina nocy…

Teraz pamiętam tylko przyśpieszony oddech, mocniejszy uścisk i to szarpnięcie, którym przyciąga mnie bliżej. Z senności wyrywa mnie jego siła.

Nie ma go. W zastępstwie przychodzą zastępy posępnych myśli. Wraca przeszłość.

Wyobraźnia, choć odwraca głowę w niedowierzaniu ogląda tamto ciało. Inne dłonie, pytający dotyk, zapach potu. Spuszcza głowę, kiedy zauważa mój wstyd. Wzdryga się na myśl o jego snach, o pustce, o zagubieniu.

Sen odszedł już i wyobraźnia choć wyciąga szyję nie jest w stanie przypomnieć sobie jak to się robi żeby usnąć. Zaciska oczy ale pod powiekami jeszcze dokładniej widać ciało. Nie wiem już czyje. Które? Wyobraźnia wyszła…

Widzę tyko własną skuloną sylwetkę, zdradliwą, ohydną.

Kochającą każdym swoim zakamarkiem. Zdradzająca wtedy Jego z Innym i teraz tego Innego z Nim.

Nie wyszła. Błąkała się po nocy i teraz niczym strażnik mojego zdrowia psychicznego zagradza drogę obłędowi.

 

Skazana na ponury niski zgrzyt, osnuta prześcieradłem brudnej mgły, chcąc ukryć się przed sobą samą…

 

Leżę sama. Jak i oni. O czym myślą?

 

Lecz przecież Bóg dobrze wie, dlaczego dławi mnie wstręt, dlaczego strach nabiera mocy i zniewala rozum…

Niech Ktoś im pomoże. Niech Ktoś pomoże mi.

Gdzie Anioły?

Są. Stoją w szeregu. Tylko dlaczego śmieją się tak lubieżnie?

 

Anioły śmierdzą potem, żrą kiełbasę, mają w dupie żywych…

 

 

 

 

 

1984 : :
gru 26 2004 Bez tytułu
Komentarze: 0

jednak udalo się. im. dwa światy połaczły sie i nie ma juz hefalumpów

 

 

1984 : :
gru 24 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6


Smyra mnie w brzuchu! Spojrzałam w okno a tam kłania mi się niebo ubrane w czyściutkie, odświętne powietrze. Nagle świat oszalał i jest wiosna, późne lato... Wprawiło mnie to w stan dzikiej euforii. Tak już kiedyś było. Obazy stają jak żywe przed oczyma. Już tak smyrało mnie w brzuchu...

Tylko kiedy?

Czy mojemu organizmowi chodzi o wiosnę tego roku kiedy to miłość owładnęła moją rozsądną dotychczas głową czy o jesień kiedy to inne związki chemiczne owładnęły głową tęże samą?

 

Nie wiem. Wiem że rozsadza mnie radość i energia. Poszłabym na spacer gdyby nie kuchnia i niewidzialne mączne tłuste i słodkie pasy, którymi jestem w niej dziś uwiązana.

 

Dobry to czas. Dawno nie czułam się lepiej.

 

W niedzielę Książe zaciągnął mnie siłą do kościoła. Złapał za rękę, podprowadził i kazał się spowiadać!

Cała się trzęsłam a kiedy już udawało mi się przemówić to tylko na krótko, nie mogłam wydusić słowa w przerwach od długich przerw… Skończyłam, wysłuchałam, wyprostowałam nogi i odeszłam. Uklękłam. Wyszło ze mnie powietrze. Wstałam. Zachwiałam się i zapłakałam rzewnie. Zamykają oczy, opuszczając powieki, chowając twarz stałam tam jak zdjęta z krzyża. Oczyściłam, zatem, również swoje oczy…

 

Choinka świeci bardzo konkretnym blaskiem. Wyrazista czerwień, zieleń i granat. Żadnych łańcuchów. Ładna jest. Pod choinką leżą już trzydzieści dwa prezenty. To chyba rekord w ilości i prezentów i ludzi przy stole i szczęścia w sercu….

 

Nie boję się już niczego.

Pewna istota pomogła mi też uczynić kolejny krok. Też powiedziała chodź. Kolejna bariera przełamana choć kosztowało mnie to sześćdziesiąt złotych i trzydzieści minut w posiadaniu krwiście czerwonych, płonących niemal policzków...

 

Wszystko to dla Ciebie. Czy siebie?

 

 

A dla was oddechu pełną piersią. Czystego powietrza, pojemnych płuc i serca!

 

 

 

1984 : :
gru 11 2004 Bez tytułu
Komentarze: 6

Runęło.

Nie ma już żadnych świętości. Wartość, nawet ta pierwsza z kolejki zdaje się być pustym frazesem. Tylko dlaczego wszystko na raz?! Tajemnice i intrygi kończą się równo z kalendarzowym rokiem?

Nagle świat okazał się skorumpowany, zakłamany, wyrafinowany i podły. Na raz wychodzą na jaw najohydniejsze sprawy. Jedno wielkie krętactwo. Właściwie dwa. A jakby dobrze policzyć to pięć. Nie związanych ze sobą.

Nagle zwątpiłam. Ale od czego się to zaczęło? Ode mnie. Zawiodłam samą siebie i teraz leci już jak z górki. Upadło wszystko. Rodzina, miłość, przysiega, wierność, prawość, czystość.

I chuj.

Nie zawiodłam siebie bez powodu. Fakt. Była to reakcja na jedno z ohydnych spraw tego świata. Nie mówię że trzeba zapomnieć, wykreślić... To ważne. Tylko jak tu dalej wierzyć w te słabowite a dumnie brzmiące hasła?!

Chwilowy mój stan trochę mnie bawi. Spiłam się kawą z rumem. Pół na pół. Oczy mam spuchnięte od łez. Wysprzątałam cały pokój żeby odreagować. Znów idę zapalić.

Cieszę się że mogę być teraz sama. Mogłam być z nim. Nie wiem czemu wolałam wrócić sama. Nie wiem co tak lubię w mojej samotności. Ale coś niewątpliwie. A było miło. Bardzo mi pomógł, dał ramię do oparcia kwilącej głowy i rozbawiał tak że aż bolała mnie żuchwa. Nosił na rękach. Wczoraj wycisnął sześćdziesiąt na biceps więc wreszcie dałam się ponieść.

Wreszcie?

 

1984 : :