Archiwum 20 czerwca 2004


cze 20 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Nagle okazuje się że lada chwila wyjeżdżam. Dziś jeszcze relaks a jutro wielka gonitwa w poszukiwaniu straconego już czasu.

Pierwsze pytanie: Jak ja mam go teraz zostawić?

Odpowiedź tej podłej: Tak samo jak robiłaś to wcześniej. Już dwa razy i na znaczniej dłużej. Masz wprawę.

Odpowiedź tej teraz: Całując w czoło i obiecując że nic się nie zmieni.

Pytanie drugie: Czy warto?

Odpowiedź wszystkiego dokoła: Hmmm....

Pytanie trzecie: Czy chcę?

Odpowiedz samą sobą zadziwionej: Tak.

Wrócę na dwa, trzy dni. Zrobię pranie i pojadę gdzie indziej. Z wielkim bagażem odpowiedzialności i strachu. Potem wrócę. Na trzy, cztery dni. Może kiedy pranie będzie się suszyć spróbuję zdawać to zapomniane prawo jazdy. I znów wyjadę. Nie na długo, nie... Miesiąc. A potem sterana doprowadzę się do stanu używalności chyba że cudem zdołam go utrzymać w tych estremalnych warunkach. I wyjadę z Księciem. Nie ważne gdzie.

Jeśli te plany nie ulegną zmianie to za trzy miesiące pogratuluję samej sobie. I wtedy pierwszy raz spojrzę w lustro prosto, nie oglądając rzęs czy włosów. Spojrzę głęboko w oczy. W te oczy które podobno są kwintesencją... A dla mnie tylko nieczystym poplatanym zagubionym wnętrzem mnie.

Już wiem jak żyć. Teraz egzamin praktyczny.

Pytanie poboczne: Który to już? Ile można?!

Odpowiedź absolutnie moja okraszona uśmiechem maniaczki: Nigdy za wiele.

 

Bałam się, że życia będzie za dużo, że po godzinie nic nie robienia za chwile zje mnie nuda... Teraz znów będę biec. Dlaczego tak mnie ten bieg nęci? Czemu nie męczy?

Czyżbym wciąż uciekała?

 

 

1984 : :
cze 20 2004 Bez tytułu
Komentarze: 1

Dobry wieczór. I uśmiech nie schodzi mi z twarzy aż mama zaniepokojona pyta czy wariuję czy piłam czy co jeszcze...

Najpierw i przede wszystkim wyspałam się za wszystkie te dni i noce przeżyte jak maszynka, która kładzie się tylko na jakieś dwie godzinki żeby odzyskać siły tfu! …żeby podładować bateryjki i dalej do roboty.

Kiedy otwierałam drzwi z ręcznikiem w ręku byłam przekonana, że otwieram komuś zupełnie innemu. A tu mały suprajz. W dodatku z wyśmienitym prezentem w dłoni.

Obiad. Socializing.

Idziemy z wizytą. Socializing.

Jeden wielki socializing. Badanie gruntu. Oni jego, on ich. Testing. Wynik pomyślny.

Bilard. Socializing. I ja z uśmiechem na gębie zapatrzonej w Niego. Zaczynam coraz mocniej czuć nierozerwalność tych dwóch dłoni. Tęsknić, co wcześniej się nie zdarzało, jako że nie widziałam potrzeby bycia tak non-stop, tak bez potrzeby. A teraz…

Teraz rozkochuje mnie w sobie z każdym dniem mocniej. I w zakochaniu swym spadam w niebo. Aż na dno.

Nie wyobrażam sobie już życia samej.

I w ten oto sposób zwolenniczce samotności i osobie nieprzystosowanej do życia w związku w ręce wlazła miłość. W ten sam sposób osobie niezorganizowanej i leniwej grozi stypendium motywacyjne. W ten sam sposób osobie bezradnej i tchórzliwej plany na wakacje ułożyły się równie gładko jak ciekawie.

Jest na ten sposób nazwa. Jest.

Dziękuję.

Dobrze mi w każdej minucie tego trwania. Bezwstydnie przyjmuję tyle szczęścia… Żadnych zwrotów i absolutnie bez reszty.

Chciałabym zapamiętać. Wszystko móc pamiętać. Jeśli zaraz się skończy. Jeśli jutra nie będzie. Jeśli się obudzę.

Żeby pamiętać korytarz i to jak szli za nami. Moment, kiedy objął mnie ramieniem. Kiedy spontanicznie krzyknął przegłosowane i zadecydował za mnie. Kiedy cieszył się z gola. Kiedy powiedział żebym jechała. Kiedy zakładał polar. Kiedy całował moją dłoń. Kiedy upewniał się czy jutro. Kiedy opowiadał Kiedy łzy napływają mi do oczu gdy czasem uświadomię sobie co to znaczy.

Jak zapamiętac to czucie? To niepohamowane przyciąganie, gwałtowną ochotę na wtulenie się mocno w jego ciało, zapach, słowa. Kocham nawet fakt że chce mu się siku, że jest głodny, że siedzi tak ładnie i że to wszystko jest prawdziwe.

Do pełni obrazu chciałabym też pamiętać każdy miniony dzień, wiem, dużo wymagam... Każde zmywanie, każde opróżnianie popielniczki, każdy oddech, każde ojapierdole, każdą rozmowę i każdy refren, każdą rękę na ramieniu, każdą jazdę autostradą, każdy chory sen, każdy głos, każdy znak, gest, spojrzenie. Wszystkie wyrzuty sumienia.

Zabieram się za książkę. Jutro zrobię wianek i obiad bo potrzeba mi kobiecych zajęć. Potem pójdę do teatru. Po jutrze zacznę załatwiać nie załatwione do teraz sprawy. Po pojutrze będę uczyć się jeździć konno. A za dwadzieścia lat usiądę w fotelu i powiem że kiedyś żyłam tak prawdziwie jak tylko w najmniej prawdziwym scenariuszu najmniej wiarygodnej bajki zdarzyć się może.   

 

 

 

1984 : :