Komentarze: 3
Nie radzę sobie. Tak tutaj, już przed ekranem…
Bo na ulicy, w windzie, na kawie, w łazience, w samochodzie i na papierosie radzę sobie doskonale. I nawet uśmiecham się. Może nawet za często. Kwestia wyrobienia sobie pewnych przyzwyczajeń.
Dobrze mi wśród ludzi. Potrzebuję tego teraz jak nigdy. Zwolenniczka samotności nagle nie potrafi usiedzieć pięciu minut w pokoju i nie zgubić sensu gdzieś pod łóżkiem, które zostało jedynym oparciem. Schować się pod kołdrę, zniknąć, uciec pod łóżko a jeszcze przedtem wynająć ekipę krasnoludków, co by po mnie posprzątała cały ten bałagan…
EKSPERYMENT.
„Boże jak ty dojrzałaś! Patrzyłam tak dzisiaj na Ciebie na wykładzie i wiesz… kąciki twoich ust były wygięte zupełnie w dół… postarzałaś się, bardzo…”
Siedziałyśmy w tych przepalonych kawą ścianach i przesiąkając zapachem rozmawiałyśmy tak samo jak trzy lata temu. A zupełnie inaczej.
Tyle tylko że tez o Księciu.
I o doświadczeniu. O jej pragnieniu. O związkach. O moim byciu adorowaną a jak gdyby podświadomie stale dążącą do wyjściowego stanu samotności.
Pamiętasz- pytam- jaka ja wtedy byłam w nim zakochana. Bez pamięci. Tak mocno że jak zakładał rękawiczki to rozsmakowywałam się w ich miękkości i chciałam przytulić do nich twarz, że jak trzymał rękę przy filiżance promieniowało z niej jakieś elektryczne ciepło, że jak krzyczał o swoich celach i ideałach to byłam z niego dumna.
A teraz.
A teraz gdy ma już te cele osiągnięte, gdy nadal, choć trochę cichszym, ułożonym głosem krzyczy o ideałach wzdycham ze znudzeniem bo już nie lubię pięknych słów. Może nie potrafię docenić.
Oczy otwarte. Na koncie chyba już wszystko poza morderstwem albo inną kradzieżą.
A teraz…? Zagubiona kobieta po przejściach.
„Ja pamiętam… Boże jakaś Ty wtedy była głupia!”
Kiedy teraz mówiłam jej o Tym, o tym że udało mi się z tego wyjść i zobaczyć jak to działa, jaki miało na mnie wpływ, ocenić, przyznać się… Ona nie skarciła, nie przeraziła się, nie oburzyła, nie zmartwiła o zdrowie, o poprawność… dotknęła ręką mojej głowy, pogłaskała, powiedziała że jestem mądra, bo sama to widzę. Bo potrafiłam sama sobie pomóc.
Pomogłam sobie. Chociaż według mnie wcale nie potrzebowałam pomocy.
Pomogłam sobie i chcę się tym chwalić. Tymczasem... Komu? Nie mogę mówić. Ciiii.
I dlatego obawiam się czy te zamknięte usta nie skierują znów do tych z którymi móżna o tym mówić. Czy zamknięte usta pozwolą na normalną rozmowę, na normalne bycie, na bliskość?
Porządek.
Na jak długo?