Komentarze: 2
Nie łatwo zrobić tak by dwoje chciało na raz.
W nim dużo mężczyzny, we mnie dużo kobiety.
Zawsze słyszymy to dookoła. O swojej męskości i kobiecości decydujemy w miarę sami. Jednak bardzo często dużo zachowań niezależnych wdziera się w nasze bycie.
Jego żądza, moje fochy.
Dwa główne problemy.
Dziś idąc ulicą grymasiłam jak ta lala! I myślę sobie z boku: „czyś Ty babo oszalała?! Przecież wcale nie myślisz, że powinien być teraz na wykładzie ani że świat jest do niczego, ani że za bardzo się o ciebie troszczy, ani że ci ciepło w ręce, ani że źle się czujesz…, O co mi chodziło?!
Za diabła nie wiem!
Doszło do dość poważnego stanu. Napięłam sytuację do granic wytrzymałości a to cudowne Istnienie znów umiało poluzować i unormować.
Ja chciałam przestać, naprawdę, ale jak już zaczęłam być babą to nie umiałam jakoś z twarzą z tego wyjść.
Po naprawdę dobrym obiedzie poszliśmy na naprawdę dobrą kawę. A ja, nadundana siedzę i utwierdzam się w przekonaniu że brakuje mi swobody. Gubię się. Ściga mi się w środku stado myśli. Słyszę kocham Cię. Potem piosenkę o wdzięcznym tytule „my happy ending”… i co? Łzy ustawiają się w kolejce. „Oho, myślę sobie, no to mi się zaszkliło… Nic to, wyszło, że się wzruszyłam…”. Gdy wtem nagle, ta ja, która wyszłam już z siebie widzę z boku, że mała humorzasta zanosi się szlochem. Kwili i nie może przestać. Istnienie siedzi skonfundowane i tuli mocno do pachnącej koszuli. Humorzasta smarka i ociera łzy... Dziwi się samej sobie.
Teraz schowa się pod kołdrę.