Komentarze: 2
Dość ważnym jest żeby przed pójściem spać dokładnie przetrzepać pościel, zerknąć pod poduchę i sprawdzić czy aby żaden upiorny zwierz nie dostał się tam skądkolwiek. Mam na myśli pająka. Stwór ten wyjątkowo mierzi całym swoim jestestwem. Przykleja się do ściany jak ohydna plama i powłóczy odnóżami jak gdyby osnuwając czarnym istnieniem całe swoje automatycznie zaplamione otoczenie.
Potem już mogę się położyć. Gaszę światło i sięgam po telefon. Ustawiam alarm. Później czytam jeszcze książęce wiadomości w celu utrwalenia tego, co doskonale znam już na pamięć.
Każda jego wiadomość mnie zaskakuje, zniewala, cieszy.
Zaskakuje mnie na każdym kroku. Jest spełnieniem marzeń. Pasuje i odpowiada w każdym calu. Do wszystkich moich schiz i odchyleń. Jest doskonały. Z każdym dniem jest nam ze sobą lepiej. I jeszcze nigdy nie skończyliśmy rozmawiać.
Kiedy już sobie westchnę i wyobrażę że przecież leży z tyłu i przytula mnie dłonią podtrzymującą żebra mogę zacząć układać się w podusi. Myślę jak dobrze, bezpiecznie i ciepło.
Rano budząc się trzeba przestawić alarm o pięć minut. Potem kolejne pięć, i następne… Tak mija pół godziny w trakcie którego śni się wszystko to co nie dzieje się na jawie. To co dziać by się mogło gdybym poszła inną drogą, to co dziać się będzie albo i nie…
Rano pająka już nie szukam bo opuszczam lokum więc mi nie zależy.
Rano jest ciepło, nie tak jak kiedyś. Chce mi się wstawać.
Kocham, bujam w obłokach, przekraczam bariery własnego strachu.
Wypełnia mnie całą, po brzegi. Wypełnia tak aż w tej pełni upadam, rozpływam się, tonę…
…
Już mogę iść spać, zanurzyć się w ten sen. Wsiadam do złego autobusu, nie jestem w stanie napisać przy nim esemesa, szczerzę się do lustra, tęsknię.
Nareszcie!
Dobranoc