Komentarze: 5
Z serii odczuwania wlasnych uczuć... Nienawiść. Nie będę górnolotnie twierdzić, że nie nienawidzę, bo nie można, bo to zle uczucie... Nienawidzę bardzo wielu rzeczy. Bo na przyklad nie potrafię polubić obludy. A jeśli nie potrafię jej polubić, to nie potrafię też pozostać wobec niej obojętną... Obojętności zresztą też nienawidzę. I nienawidzę kiedy mówią do mnie po nazwisku. Nienawidzę udawać, nienawidzę oglądać udawania. I nienawidzę aromatu cytrynowego. Nienawidzę pająków i śmierci. Nienawidzę go. Nienawidzę ich wszystkich. Nienawidzę pustych szmat, które ktoś jeszcze przez pomylkę nazywa kobietami. Nienawidzę tego, co on w nich lubil. Nienawidzę zdrady, zdradzania, zdrad, zdradliwości...I nienawidzę nie mieć ochoty, nie czuć pożądania... Nienawidzę ciąglego strachu, zlości, pizzy z owocami, kontroli, poczucia winy, trawy i wszystkich, których palenie jej bawi tak, jak jego... Nienawidzę ignorancji, korków o 7:30, o 15:00 zreszta też... dzialania bez celu, bólu brzucha co 30 dni, sztucznego śmiechu, wszystkiego co robię, daję i biorę wbrew sobie. Nienawidzę zapachu cytryn. Nienawidzę być zbędną, niepotrzebną... Nienawidzę nietaktu, wścibstwa, hamstwa... Winogron tez nienawidzę. I nieba bez gwiazd. I żalu. I czasu i niemocy. Nienawidzę zmienności. I braku pewności. I wesel. Nie powiem już nic... Poza tym że jutro jest Jego pogrzeb. Nienawidzę nie być pewną, czy dam radę...