Archiwum 22 października 2002


paź 22 2002 niedługojuż
Komentarze: 8

Szliśmy wczoraj w deszczu, nie widząc chodników, ulic, samochodów. Świat był. Jak zawsze. I byliśmy my. I nasze słowa. Rozmowa. Na mojej twarzy uśmiech. Jak zawsze. I wtedy pojawiła się dziewczyna. Szła smutna ulicą. Utykała. Pojawiła się pomiędzy nami a światem. Patrzyła na mnie. Bezwstydnie uśmiechniętą. Cieszącą się. Raniącą w samo serce... Dlaczego ja jestem tak szczęśliwa Boże? Jak mam Ci dziękować że oto śnię najpiękniejszy sen jaki mogłam sobie wyobrazić. I jak mogłabym się tym nie cieszyć? Jak mogłabym nie uśmiechać się do niego? Do siebie? Do świata? Pohamować jakoś radość... Jej oczy patrzyły z wyrzutem. Przeszła obok. I pomyślałam tylko, co ona może czuć... Smutek.. ten deszcz. Przepraszam że uśmiech rani, dziękuję że ten uśmiech dodaje sił. Moje zamyslenie... jak jej pomóc? Nijak. Jak ona sama da sobie ze sobą radę!? ... jak to strasznie musieć samemu wracać do domu, samemu patrzec, samemu myśleć... "... breathe like a free man..." przerwało moje rozmyślania. Rozczuliło. Coś dopowiedziało mi: nie długo...

1984 : :