To już pół roku od kiedy kazałam mu wyjść. Żadne pół roku nie minęło tak szybko. Nie myślałam o tym co było... Jakiś czas spałam z misiem, jakiś czas chciałam wiedzieć co u niego... Ale nie myślałam o tym. A jeśli, to z ulgą, że już tego nie ma... I nie mogłam nacieszyć się tym co mam. A wczoraj napisał. Trzy słowa. I nagle przed oczyma stanęły jego oczy, jego miłe w dotyku ciało, jego bez końca tulące mnie ramiona, jego bliskość. Nasze chwile. Jego brak, moje łzy, tęsknota, pierwsze słowo kocham jakie usłyszałam od mężczyzny, wszystko nasze, każdy jego uśmiech, spacer, jego starania, wytrwałość, jego poczciwe kochane jego wszystko co z siebie dawał... Po pół roku nowego życia, kompletnie zakończywszy tamten etap, on teraz pisze mi te słowa... Słowa, które momentalnie wytrąciły mnie z równowagi... Nie chcę tego, nie zależy mi na nim, nigdy go nie kochałam. To prawda. Więc dlaczego tak bardzo poruszyło mnie to zwyczajne tęsknię za Tobą...? Dlaczego? Czy ktoś jest w stanie wyjaśnić mi dlaczego tak wiele znaczą dla mnie słowa osoby, która naprawdę niewiele dla mnie znaczyła... Wspomnienia owszem. Miłe. No bo to wszystko takie nowe, pierwsze, niezwykłe.... ale to nic dla mnie nie znaczy. A przynajmniej nic więcej........ Nie rozumiem. Jak cudne były te słowa...