Komentarze: 1
Potrzebuję psychologa. Co by nie powiedzieć psychiatry...
Nie. Poradzę sobie sama. Pomyślmy... Przeanalizujmy sytuację.
Jakie pytanie zadałby na początku psychiatra? Nie wiem nawet o co pytać samą siebie. Dobra. Od początku. „Co pani dolega?” Hmm... Tak właściwie... Może to, że mam dość takiej siebie. Jak mam żyć dalej z tą samą sobą? Wciąż i niezmiennie z tą samą świadomością, z tym samym charakterem, z tymi samymi myślami... Zwariuję. Dwadzieścia cztery godziny na dobę z osobą tak cholernie... nie wiem. Poproszę następne pytanie: „Co się stało?” Aaaa nic takiego, pani doktor... Nic nic... Tylko w ciągu dwóch minut zmieniło się całe moje życie... Jak ręką odjął. Nic. Nie czuję nic. Znika całe uczucie. Pojawia się niechęć. „Co z uczuciem?” Do każdego. Do tego obok, do nowego, do tego który nagle zatęsknił, do tego o najpiękniejszych oczach, nawet do....cholera! Do nich wszystkich. Bo tak miło się dziś gadało, spotkało, poznało, gadało, rozmawiało... Wszyscy różni od siebie. Najbardziej od Niego. Są tacy mili, fajni, normalni, A on? On najmilszy... ale ja tego nie chcę. Jego komplementy nagle zaczęły być problemem, jego spojrzenia wyczekiwane kiedyś, dziś budziły złość, litość. I robiłam wszystko bo poprawić sobie ten podły nastrój. I czułam się jak szmata. Dlatego że spojrzałam na kogoś innego. A potem na niego. Jakże różnym spojrzeniem....
Pytanie podstawowe: ”Czego Ty chcesz?” ... Spokoju. Wolności? Nie- jego. Mężczyzny. Ucieczki. Zrozumienia. Końca
Nie potrafię sobie pomóc.