Komentarze: 8
budzi się to i owo...
Wczoraj zacząl krzyczeć na środku ulicy. Nie wiem co robić. On nie daje za wygraną. Znowu poszedl za mna, ze mna...? Przechodziliśmy na światlach, na skrzyżowaniu. Ośmielilam się powiedzieć NIE. Zacząl zachowywać się jak furiat, jak czlowiek chory psychicznie. Krzyczal, zacząl gnieść kartki, podarl je. -15. W rozpiętej kurtce, ze spoconym czolem stal przede mną i patrzyl prosto w oczy. Gdzieś glębiej. Chorym spojrzeniem. Zwierzęcym, dzikim... A ja nie moglam zrobić nic. Tylko potulnie godzić się. Żeby zapobiec. Żeby byl spokojny. Żeby doczekać autobusu i w nim znaleźć schronienie. Jak dlugo tak mozna?
Co robić?
Sama tego chcialam? Nie. Nie tego. Miala rację Ryba, Kotka_Pe...
Teraz czuję się jak jakaś bezradna, potulna, zwyciężona, zawladnięta...