Nie mogłam zasnąć na własne życzenie. Bawiłam się w łowcę myśli. A potem tresera. Trzeba było doprowadzić je do porządku po intensywnym dniu. Zapowiadało się całkiem niepozornie... Rodzice rozmawiali o tapetach. Dobry początek. Spóźniłam się na autobus, ale udało mi się go dogonić drugim, który ma krótszą trasę. Oczywiście nie ominęło mnie spotkanie z bohaterem noty z 9 czerwca. Korzystając z wąskiego przejścia, w którym stałam nie omieszkał grzecznie przepraszając złapać mnie za biodra i przykleić się dziwnie mocno podczas przechodzenia. Dalej wszystko było normalnie. Ale spotkać ich obydwu w jeden dzień to dla mnie z dużo!
Czekał za rogiem. Świetnie potrafi dziwić się na zawołanie. Więc miły spacer w towarzystwie jego odgłosów, spojrzeń, nieudolnych prób...
Drugie spotkanie również było niespodziewane tylko dla mnie. Również dość miłe.
Jeden o egzaminie, drugi o sesji. Jeden Słoneczko, drugi Kociaku. Jeden niepewnie, drugi bez wahania. Jeden ciągle czeka, drugi już nie. Jeden budzi we mnie jeszcze jakieś emocje. Drugi też.
Są tak różni... Pod każdym względem...
Dostałam jeszcze mejla ze wskazówkami od Szlachetnego Pomocnika moich nieudolnych poczynań w moim nieudolnym życiu. POWINNAM to zrobić, bo to co robiłam do tej pory mijało się z celem. To się ROBI tak. Tak NALEŻY. Ahaaaa. O ja niemądra!
Do tej pory nie wiem co myśleć... Ale zasnąć nie próbuję.