Tak bardzo mi teraz do nich tęskno. Obcy ludzie. A chwilowo (?) najbliżsi. Siedzę. Nic nie MUSZĘ. Ciągnie mnie do nich. Ciągną mnie do siebie.
Nie wiem jakiego rodzaju to uczucie. Mam już głupie myśli. Może po prostu nagle obudziły się zamrożone uczucia czy też sama zdolność odczuwania... i od razu zaczął doskwierać brak ramienia...
A tak nam do siebie blisko. Coś się rodzi? Nie...
Za długo musiałam zgrywać zimną i obojętną (już) siebie... Teraz ta słaba istota wyszła ze mnie, stanęła obok i ma pretensje, że nie pomyślałam o niej...
Może po prostu czuję się potrzebna, kochana... Znowu.