Jak ja nie lubię toalet, kibli wszelkich, szaletów, ustępów, wychodków... Sama już nazwa, którejkolwiek by nie użyć napawa wstrętem! A w środku! Ja rozumiem fizjologia, ułomność ludzkiego ciała... wszystko rozumiem... ale nigdy do końca tego nie zaakceptuję. Bo pogodziwszy się z tym powierzchownym i najmniej przyjemnym aspektem ludzkiej defekacji przyznać muszę że jest to potworny problem dla naszej psychiki! Ja na przykład przebywając tam gdzie król chadzał piechotą, nudzę się niemiłosiernie! Ile lat można cierpliwie oglądać blade drzwi czy też kawał monotonnej ściany!? Poza tym to strata czasu! Tylko jakoś nie mam pomysłu jak zastąpić ten nieekonomiczny i nieprzyjemny proces...
Słyszałam kiedyś o panu, który po wycięciu odbytu musiał chadzać z woreczkiem za klapą marynary... I nigdy nie wiedział kiedy ten woreczek się napełni, bo wycięli mu zwieracz... Ja dziękuję... Chyba już wolę to kontrolować, mimo wszelkich niedogodności.
Ale może dzięki wysoko rozwiniętej technice za jakieś kilka lat wynaleziona zostanie metoda zastępcza... Ja tym geniuszem nie będę, ale już teraz kłaniam mu się i padam do stóp z niewypowiedzianą wdzięcznością...
A teraz napijmy się brandy i chodźmy spać bo imprezy z ekipą mają wpływ wyczerpujący zarówno na mnie jak i na moje procesy myślowe.