Komentarze: 73
No i nareszcie wszystko jasne. Plan całkiem sensowny. Chyba. Niby. Nie wiem.
Będzie dobrze. Będę robić hamburgery i nalewać piwo z kija (jak to oni tam mawiają). Opalę się nad rożnem. I pasuje mi to. Żadnej ironii w literkach nie ma! Zapraszam, uprzywilejowanym mogę dać więcej surówek i sosów.
Ale prawdę mówiąc- nie cierpię wakacji.
Zawsze, nawet gdy wszystko układało się świetnie nie lubiłam wakacji. Czegoś brakuje. Bardziej niż zwykle.
Tegoroczne wakacje przechodzą same siebie w swojej potwornej wakacyjności...
A że brakuje... Pewnie wymyślam sobie problemy... Przecież zeszłoroczne mogłyby być marzeniem niejednej istoty. Fajnie jest czuć się lekko zwichniętym.
Nie są to jakieś zachcianki! Nie domagam się tego co nigdy nie będzie mi dane, nie próbuję spełniać tych najskrytszych marzeń, nie będę nigdy na tyle szczera by powiedzić komuś w twarz co o nim myślę, nie poznam tez myśli innych, nie będę w Żarach, nie cofnę czasu, nie pokażę Im tego co chcą zobaczyć we wrześniu, nie zjem tego orzechowego wafelka, którego zabrało mi i równocześnie niemalże umieściło w swej małej paszczy niewdzięczne i nareszcie siedzące w wannie dziecko...
Wiem co to jest. Chciałabym być potrzebna. Tak faktycznie niezbędna. Po prostu...
Nie ma takiej osoby ani rzeczy. Ja chyba też siebie nie potrzebuję. Smutne to dość...
Ale w koło jest wesoło