Archiwum 05 września 2003


wrz 05 2003 obłęd
Komentarze: 21

Nie wiem co się działo bo znów nie zdążyłam pomyśleć. Tuż po przebudzeniu wszystko odbywało się poza mną. Ten ranek różnił się od ostatnich. To fakt.

Obudzona nagle. Wiadomość nieprzyjemna. Działanie. Potem zwolnienie tempa. Dostałam esemesa. Nie wiem od kogo i trochę mnie męczy. „Ciągle o Tobie myślę, szkoda że nie chcesz mnie już widzieć”... Za cholerę nie wiem kto zacz.

Dobra... Może się domyślam.

I jeszcze jedna z najbliższych mi osób, również zrodzona z wnętrza mojej matki trafiła do szpitala. Leży tam teraz, moja biedna, męczy ją okropny ból a ja zrobiłam już wszystko co mogłam. Akurat teraz? Dlaczego tak to napisałeś? Dlaczego? Reżyserze... Nie będzie ślubu? Ma to być znak? 

***

Interweniowałam w sprawie owego esemesa. Niepotrzebnie. Żałuję i oficjalnie postanawiam dać sobie spokój. W tym obłędzie, który mnie otacza nie będzie trudno. Najchętniej zmieniłabym numer telefonu, częściowo zniszczyła zawartość mojej głowy, potem również jego, potem kazałabym zapomnieć o sobie, zniszczyć mnie i wszystko co ze mną związane.

Bo pomyliłam osoby. I tak naprawdę nie wiem kto to był.

Po prostu.. Chciałam by był to ktoś inny............

Teraz mi wstyd.

1984 : :
wrz 05 2003 co by tu... jak by tu... wracamy do rzeczywistości......
Komentarze: 11

CO TO BYLO?!

Szkoła charakteru, szkoła uczuć, szkoła gospodarności i wytrzymałości. Szkoła niemyślenia. Szkoła tolerancji, cierpliwości, powściągliwości, uniesień, życia.

Nie wiem o czym pisać.

Nie umiem już pisać. Chciałabym to wszystko pamiętać. Bo warte jest zapamiętania. Wszystkie te chwile.

Drewnianą chatkę. Ciężkie poranki. Strome schody. Szczery uśmiech. Wolność słowa. Biały proszek. Zimną kąpiel. Ciepły dotyk. Litry piwa. Cenną zgubę. Brak braku. Większą wartość. Pochłaniający hazard. Wygłodniałych kolonistów. Nieustanną gotowość. Wściekłe psy. Jego zapach. Czerwony księżyc. Poobijane łydki. Skacowaną załogę. Zaskakujące zbliżenie. Nocny dworzec.

Chciałabym to wszystko teraz przeczytać na swoim blogu. Jest grudzień, kwiecień, maj. Nie ma sierpnia. Być powinien.

Chciałabym od nowa umieć myśleć. Ale pozostać na tej wierzchniej warstwie życia. Bez analiz, bez problemów.

Chciałabym tak samo cieszyć się chwilą. Każdą minutę odczuwać równie mocno. Napawać się nią.

Chciałabym żeby jakoś to się ułożyło. Żeby trwało. Ten jeden miesiąc. Chciałabym mieć tę odwagę. I zadziałać.

Jednak już znowu towarzyszy mi strach. Obawa że zbyt wiele zależy ode mnie. A przecież porównując... Przecież to nic... Ode mnie zależy już tak niewiele.

Chciałabym zawsze być taką jaką tam się czułam. Jaką tam byłam. Chciałabym żeby ludzie wokół mnie byli LUDŹMI bo już wiem że mogą.

Chciałabym teraz położyć dłonie na jego piersi, na jego żebrach, brzuchu... ogrzać się. Policzkiem oprzeć się o jego plecy.

Chciałabym żeby cała jego siła znów zwarła ciało w jedność.

Chciałabym posprzątać mieszkanie i ugotować obiad bo dziwnie mi tak bezczynnie siedzieć.

Chciałabym wreszcie napisać to co chcę. I umieć napisać to co chcę.

Nie, nie chciałabym zbyt wiele. Nie chciałam niczego przez tak długi czas. Chciałabym żeby ktoś jeszcze na tym świecie czuł tak ogromną wdzięczność jak ja. Tak ogromną satysfakcje, zadowolenie i zobowiązanie. Wdzięczność reżyserowi. Tej Ręce, która popycha do przodu.

1984 : :