Komentarze: 26
Wstałam bladym świtem. Umyłam włosy, wzięłam prysznic a, że było koszmarnie zimno, siedziałam pod nim długo za długo. A jednak jechałam równo z autobusem. Pokonałam dwunastokilometrową trasę w 30 minut za pomocą roweru. Zdążyłam i byłam na przystanku równo z nim. Lubię dworce. Pożegnanie było miłe. Zważywszy na obecność przyciągającego osobnika opartego o sąsiednie okno. Osobnik ten również po tym jak pociąg ruszył zachował się dziwnie, aczkolwiek przemiło i nie do końca zaskakująco. Wiąż przykuwał mój wzrok. Bywa... Wróciłam. Zjadłam śniadanie i poszłam na zakupy. Zanim jednak cokolwiek zostało zakupione podjęta została decyzja o zebraniu sił przy piwku w bramie, przezornie, gdyby przypadkiem jacyś panowie aktywnie pełnili służbę. Zakupy w zasadzie się udały. Wróciłam. Rzuciłam wszystko w kąt, była bowiem 14:55 i na dwójce zaczynał się mój ulubiony polski serial. Następnie zjadłam obiad, leżałam i zasypiałam i teraz pisze notkę. Za jakiś czas wstanę i gromadą panienek wybierzemy się na panieński wieczór istoty zrodzonej z łona tego samego co ja. Tyle. I co z tego wynika?