Zdarzyło się dziś na ulicy. Zobaczyłam go. Pana Ostatniego. I Najważniejszego. Dla serca. Akurat teraz gdy ten Najważniejszy dla rozumu tak dzielnie walczy o to nie swoje terytorium. Jak się dziś okazało o terytorium należące wciąż do jednego, pierwszego i ... Irracjonalnie, bo nie wiem dlaczego, a wiem że NIE MOGĘ... i już.
Idąc sobie najspokojniej w świecie, gaworząc ze znajomą widzę nagle wysokie stworzenie, zdecydowany krok, szerokie ramiona... Dziwnie obce bo ukryte pod nowym płaszczem. Ciemne wlosy, profil i bojówki. Czyżby ON?!? Silniejsze uderzenie serca. Jego plecak. ON. Jedna tylko myśl: zawołać jego imię, zatrzymać go. I nie liczy się już nic dokoła. Słyszę tylko głos znajomej, chyba mnie powstrzymuje... A może to nie był Jej głos?
Druga myśl: pobiec za nim. Głos: NIE! Trzecia myśl: jak to? Ma teraz po prostu przejść? Mam odejść? Nie widzieć go, nie usłyszeć?! Czwartej myśli nie było. Ani piątej. Bezmyślnie dogoniłam go a kiedy byłam przy nim stał już odwrócony do mnie, patrzył, znów stał przede mną zawarty cały w dwóch ciemnych punktach przestrzeni, mówił już tak znajome i tak zawsze potrzebne słowa. Cudownie szczery uśmiech, wdzięczności czułości przynależności.
Nareszcie.
Nareszcie znowu przy nim. Tak, to byłaś ty osiem cztery, siedziałaś przy nim, znów.
Coś mi się to życie dubluje ostatnio...
Znów był to czas, który nie dzieli się na minuty, sekundy... Czas nieruchomy. Czas zatrzymany w jego dłoniach.
Co ja zrobiłam?! Otóż nie zrobiłam nic, poza bezmyślnym poddaniem się nagłemu impulsowi, głupiemu czuciu. Teraz w głowie mam kompletny mętlik. Ale nic to. Myśl pierwsza ostatnia i przewodnia: ZAPOMNIEĆ! Będziemy dalej chodzić po świecie, szukać się wzrokiem i tęsknić. I nie móc...
Już nie pobiegnę za nim.
Wszystko zaczęło się rok temu. Wtedy tez nie mogliśmy. ON nie mógł. Była ona. I teraz nie możemy. Ja nie mogę. Jest On. Śmieszne. Śmieszne, żałosne. Piękne.
Będę więc modlić się o to by go nie kochać...