Komentarze: 5
Jedyny to stwór, przy którym tkwiąc potrafię wciąż widzieć w tym tkwieniu sens.
Ale może ja nie jestem kobietą?
W każdym filmie kobieta chce mieć go zawsze przy sobie. A ja nie chcę.
Może jestem zbyt wyzwolona? Zbyt niezależna i zbyt przyzwyczajona do wolności…
Może boję się, bo wiem jak poważny to związek.
Z drugiej strony bardzo potrzebna mi jego obecność.
Dam mu dojrzeć. I sobie. Ma coś ważnego do zrobienia i lepiej nie rozpraszać go tak silnymi wstrząsami emocjonalnymi.
Ale dziś zrobiłam to, co radziła każda życzliwa dusza. Zresztą już sama nie mogłam się powstrzymać. I nie żałuję. Jest mi dużo lżej. Znowu sprawił, że życie jest niewiarygodnie urokliwe.
Ale najbardziej zadziwiające jak na całe to zamieszanie zareagował mój organizm. Zapomniał o śnie, bolał, słabł, bladł, nie jadł, szarzał, chudł
?
podobno to chemia
teraz już idę spać
jutro 0 stopni więc znowu wraca nadzieja.
Zanim zasnę pięćdziesiąt razy przeczytam esemesy, które i tak znam już na pamieć.
„Jeeej, a co z czasami, kiedy Aniołku nie przepraszałaś za wiadomości?”
„Tak, niby tak…”
„Powodzenia, o niewiarygodna!”
Uśmiałam się. Do łez. I wreszcie odetchnął strudzony organizm.
Niczym po ciężkiej orce. A to tylko intensywne dochodzenie do ładu.