Komentarze: 10
„Nie myśl! Zabraniam…”- mówiły dziś życzliwe dusze, które zresztą niemały mają udział w szczęśliwym finiszu tych naszych błądzeń, zobaczywszy mnie dziś znów jakby nie w sosie.
Bo co? Bo nie wiem, bo się nie zgadało, bo jam nieprzystosowana do życia w związku, bo ona, bo nie odpisał, bo nie wie czy ja chcę, bo nie wiem czy on chce.
Oboje wiemy aż nadto dobrze. Jutro trzeba będzie złożyć oficjalną przysięgę zobowiązującą do walenia wszystkiego prosto z mostu.
Bo gdyby nie czekał cierpliwie i wiernie już ponad rok i gdyby dziś znowu nie zaryzykował to zapewne wszystko ponownie doszłoby do skutku za jakieś dwadzieścia pięknych lat.
Jutro do obejrzenia jest film o tytule równie wdzięcznym, co przepełnionym aluzją: „Lepiej późno niż później”.
Jeszcze coś. Czuję się mała, pusta, głupia i niegodna.
Dociera do mnie jak podle się zachowywałam, jak wspaniałe jest wszystko to, co zrobił on… Do ziemi dobija mnie i czyni coraz mniejszą fakt, że nie zasłużyłam na tyle dobra.
Bo co ja mogę mu dać? Myślę myślę myślę i nic. Oprócz myślenia, z którego tylko kolejne kłopoty to już nic. A że myśleć nie pozwalają to już niczego mu nie mogę dać.
A to, co daję to jakieś takie mało wartościowe i chłopie to zdecydowanie zasługuje na coś lepszego.
A to ci dopiero. Samoocena zjechała poniżej zera. Mimo wszelkich protestów i perswazji.