Archiwum marzec 2004, strona 3


mar 07 2004 Bez tytułu
Komentarze: 7

Samotna noga mojego krzesła woła o pomstę do… fabryki mebli. Żal patrzeć jak biedaczysko taszczy na grzbiecie moje sześćdziesiąt kilo. I tak siedzę na tym krześle z duszą na ramieniu, od czego z pewnością też lżej mu nie jest. O ja niedobra!

 

Coś mnie jelitka bolą. Ale śpię już lepiej, dziękuję. Niedobra niedobra niedobra.

 

Z myślami bije się od rana czy nie wstąpić do fryzjera. Zaszaleć się chce. Odwodzi mnie od tego tylko czas, bo fryzjer dostępny jest w godzinach dla mnie niedostępnych. A poza tym możemy jeszcze wytrzymać i doczekać chwili w której zrobię sobie kitkę bez wystających resztek.

 

Tak naprawdę zmuszam się do pisania tej notki. Chcę mieć coś do czytania za kilka miesięcy a archiwum jest chwilami moją ulubioną lekturą.

 

Czekam na znak. Może na życzenia z okazji dnia kobiet? Może kobiet, może nie... Z okazji dnia czegokolwiek. Mojego dnia.

To będzie dzień. Ten sygnał dostanę z okazji mojego dnia.

 

Dnia czegokolwiek.

 

Czego?

 

Niczego bardziej w życiu nie chciałam niż znać czyjeś myśli.

 

 

1984 : :
mar 02 2004 Bez tytułu
Komentarze: 10

wreszcie skończył się ten dzień. aż nie wiem za co się zabrać… może posiedzieć tak jeszcze kilka minut? albo przeczytać jednak ten dramat? albo książkę roku 2002 której mija termin? może wydepilować sobie pachy, może przejrzeć omijanie, wymijanie i wyprzedzanie, przesłuchać wreszcie obowiązkową płytę, napisać to co ciśnie się na usta, może iść spać, może pedikiur sobie strzelić malutki albo porządek w torbie, baterie naładować, nauczyć się roli, łóżko pościelić, lekcję przygotować, zadzwonić, poćwiczyć, spódnicę wyprasować, umrzeć zasnąć i na tym koniec.

 

zwyczajnie pusto tu. telewizor mi nadskakuje usilnie próbując przykuć uwagę. nie wiele mi trzeba. tylko tego momentu, w którym byłabym już zebrana do kupy. lubię być zebrana ale nie lubię się zbierać.

a tak byłoby przyjemnie!

do szczęścia potrzeba mi jakichś pięciu stopni. dziesięć też może być. lekkiej kurtki i płytkich pantofelków. mknięcia tramwajem z głową w otwartym oknie i oddechów mniej bolesnych. i niczego więcej. ani grama! bo oszaleję.  

 

 

1984 : :
mar 02 2004 Bez tytułu
Komentarze: 5

Zbuduję wielką flotę zjednoczonych sił…

 

 

Chwilami myślę, że nie wytrzymam. Ale rozum wraca i uspokaja, bo wie, że przeżyję to wszystko, że w poradniku medycznym nie występuje hasło eksplozja czy kapitulacja organizmu.

 

Dziś kolejny męczący sen z Nim w roli głównej, po których zwlekam się z łóżka wyczerpana tak intensywnym śnieniem i rozdzierającą tęsknotą. Męczący a upragniony.

 

Jedno bez drugiego, topimy się co noc

W pościeli oceanie, w powodzi łez

 

 

Rozrywają mnie obie albo ona jedna.

Radość, bo jest…

Rozpacz, bo Go nie ma...

Niepojęta symultaniczność mojego kochania.

 

 

 

…By razem zwalczyć niebezpieczny Styksu wir

 

 

1984 : :