Komentarze: 8
Jakby się uprzeć to mogę nawet nazwać ten dzień bardzo miłym.
Chociaż trwał bardzo krótko i nieuchronnie w końcu zbliżył się do smutnego wieczora, kiedy to w ciemności dam się pożreć myślom. Czasem w trakcie takich mąk i walki o sen przychodzi pomoc w postaci jakiegoś bodźca, potrzeby czysto biologicznej. Jestem, dajmy na to głodna i już myślę tylko o jedzeniu, jutrzejszym śniadaniu czy czekoladzie w barku albo w dolnej szafce, pod talerzami. Albo siku. Siku jest chyba najbardziej upartym zjawiskiem dotyczącym ludzkiego organizmu. Nieokrzesana i z niczym nie licząca się bestia tak konsekwentna w działaniu, jaką ja nie będę chyba nigdy.
Dziś uśmiechałam się trochę ponad normę, ale było mi tak przemożnie wesoło, że aż kręciło mnie w brzuchu. Ciągnęło do tej wesołości. Było dobrze. Niestety nie przy nim. Dwie godziny spędzone z nim „zastygły” mi twarz w maskę by potem znów mógł skruszyć ją naturalny, beztroski śmiech.
Doradziłam dziś komuś by żyć tak jakby się miało za chwilę umrzeć, jutro na przykład… Wtedy nie ma już czasu na strach.
Mądrze. Tylko szkoda, że sama nie potrafię się do tego zastosować.
Gdybym miała umrzeć za, dajmy na to tydzień, na pewno nie traciłabym czasu na konwencje. Jak dotąd tonę w konwencjach. Taplam się w normach i rzygam schematami.
Nienawidzę zamkniętych drzwi i ograniczonych horyzontów.
Jestem bardzo bliska eksplozji, wybuchu wszystkich tych nagromadzonych prawideł, zasad, wzorców, kanonów, przesłanek i zafajdanych założeń…
Kiedy on, niczym nadęty bufon i największy burżuj znów stwarza pozory i gra kogoś innego już resztkami sił powstrzymuję się od reakcji bo była by niespodziewanie drastyczna w skutkach.
Kiedy jednak jeszcze raz usłyszę o polowaniu, o niższości innych lub o rzucaniu się obawiam się, że po prostu nie zdzierżę i jak każdy normalny (tak sobie tłumaczę…) człowiek… hmmm…
co zrobiłby normalny człowiek?
Powiedziałby, że to nienormalne. Powiedziałby, że ma dość. Odszedłby.
Że szkoda było by mu czasu na trwanie po to tylko żeby było zgodnie z regułami.
Więc jeśli już za tydzień miałabym umrzeć to na pewno powtórzyłabym jeszcze raz to, co najbardziej zakazane.
Znalazłszy w ten sposób sens życia usiadłabym po prostu przy stoliku, z kawą, papierosem i prawdziwym człowiekiem.
Nie robiłabym żadnych ekstremalnych rzeczy. Żadnych skoków na bandżi ani podróży dokoła świata. Najzwyczajniej w świecie pokazałabym wszystkim wokół, że pieprze te ich reguły, że w ich zapyziałym świecie jest duszno i sztucznie. Że oddychać pełną piersią to znaczy brać w płuca tyle powietrza ile potrzebujemy a nie ile nam dają, ile resztek zostaje dla nas, tego już wydychanego, śmierdzącego, brudnego oparu…
Takie coś może tylko podrażnić, zasłonić, oślepić, zamknąć oczy. Zabłądzić.
Nie my sami. To coś może zabłądzić nas.
Nie zabłądzić samemu. A być zabłądzonym.
A kiedy to wam się przytrafi to napiszecie taką właśnie notkę. Objaw pierwszy. Na następne pokornie czekam.