Komentarze: 6
Spóźniłam się bo pomyliłam autobus. Wsiadłam w jakiś inny, umościłam się wygodnie na siedzonku tuż przy drzwiach i wpatrzona we własną rękawiczkę rozmyślałam o sile z jaką ujarzmia mnie jego miłość i jego ciało.
To potwornie silne i prawdziwe… Tęskno…. Brakuje mi jego grdyki, jego dłoni, jego mądrości, tej zażyłości... Kocha mnie. Rozumie i docenia. I ja wreszcie rozumiem i doceniam.
Wreszcie czuję to, co On. Wreszcie nie sprawdzam mu autobusu, nie nie mam czasu, nie mam nic innego do muszenia. Chcę żeby został, żeby siedział przy mnie i tak cholernie mocno był.
Fascynuje mnie każdym słowem, każdą myślą…
Zakochałam się dziś po raz sześćdziesiąty czwaty…
A tak naprawdę mam wrażenie jakby to co było wcześniej było złudzeniem. Jakbym dopiero dziś, dopiero teraz kochała go naprawdę. Wcześniej jakoś tak ledwo, bez przekonania. A teraz nie wyobrażam sobie…
A teraz oddaję całą siebie. Przestałam się bać.
Taka to siła, że śmiało można paść z wycieńczenia…
Jeśli ta miłość ma mnie wykończyć to umrę tak jak żyłam, mocno przytulona.