i jeszcze coś! coś znacznie gorszego od babć wszelkich i dziadków nawet. obleśni okropni napaleni zboczeńcy. mam jakieś fatalne szczęście do tego typu incydentów wątpliwej przyjemnośći... jak nie w wielkim tloku to w pusciutkim autobusie nocą... nie wiem jak to nazwać? czy to już napastowanie? jeśli przykleja się do mnie, jakiś podstarzaly facet w dresie i rękoma wyprawia rzeczy, które bynajmniej nie sprawiają ani mnie ani mojemu cialu przyjemności choć zapewne w swoim zalożeniu mialy być obustronnie przyjemne... albo ostatnio... jakiś inteligencik... okularki dość charakterystyczne, książka tuż przed nosem. siedzialam kolo okna, usiadl obok. i po jakichs 30 minutach, akurat kolo cmentarza czuje że coś mnie laskocze w udo. a ta świnia zaczyna mnie poprostu zwyczajnie (stopniowo) glaskać, gnieść, miętosić, masować... i co więcej zaczyna się rozkręcać. Nie będę opisywać co wtedy czulam. Sama, ciemną nocą w pustym autobusie, zablokowana i napastowana przez skretynialego zboczeńca! Hmmm.. co tu robić, myślę sobie... przełamując w sobie coś przerażająco trudnego do przełamania spoglądam na niego i co widzę?! Patrzy gdzies w dal, rozmarzonym nic nie widzącym wzrokiem (oczywiście nie przestając zajmować się moim udem...). mówię żeby przestał... „nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy”... nie będę pisać co czulam i jak bardzo chcialo mi się plakać, zobaczyc przed soba jego, skąd ja wracałam? nie, nie od niego. no nic. Ponowilam w każdym razie swą stanowczą już nie prośbę...rozkaz? i uslyszalam cos co kompletnie mnie rozwaliło! „spojrzal mi prosto w oczy i namiętnym (?) glosem powiedzial: „proszę. Tylko troszeczkę!” i co? I co ja mialam robić!?! Na szczęście trwalo to już tylko jeden przystanek. Gdy chcialam wyjść poprostum jak gdyby nigdy nic, wstal, kulturalnie mnie przepuscil.... wgapial się tak strasznie... i co ja moglam zrobic...